Serwis Polskiego Towarzystwa Genealogicznego

flag-pol flag-eng home login logout Forum Fotoalbum Geneszukacz Parafie Geneteka Metryki Deklaracja Legiony Straty
piątek, 19 kwietnia 2024

longpixel
longpixel

Nasi tu byli

arrow mdlymee
18:47:50 - 19.04.2024
arrow PawełJerzy
18:47:46 - 19.04.2024
arrow Patrymonium
18:47:46 - 19.04.2024
arrow Bialas_Malgorzata
18:47:19 - 19.04.2024
arrow elżbieta
18:46:59 - 19.04.2024
arrow karolszotek
18:46:54 - 19.04.2024
arrow Grazyna_Gabi
18:46:38 - 19.04.2024
arrow Dobrzyńska_Anna
18:46:28 - 19.04.2024
arrow Stachu_Stanisław
18:46:13 - 19.04.2024
arrow NikosK08
18:45:46 - 19.04.2024
arrow fkaczmarek
18:45:36 - 19.04.2024
arrow kujawiak
18:45:13 - 19.04.2024
arrow Siemowit
18:44:46 - 19.04.2024
arrow Wojas
18:44:29 - 19.04.2024
arrow PaulaMar
18:44:25 - 19.04.2024
arrow Rusak_Slawomir
18:44:12 - 19.04.2024
arrow StraszMarek
18:44:01 - 19.04.2024
arrow mirka0312
18:43:37 - 19.04.2024
arrow Pęczkowska_Zofia
18:43:26 - 19.04.2024
arrow Król_Andrzej379
18:43:24 - 19.04.2024
arrow Szwelicka_Sylwia
18:43:17 - 19.04.2024
arrow Marek_Kwarciński
18:43:13 - 19.04.2024
arrow nicram
18:42:53 - 19.04.2024
arrow zolo
18:42:50 - 19.04.2024
arrow Natjja4
18:42:34 - 19.04.2024
arrow ESKA
18:42:32 - 19.04.2024
arrow Bolinski_Lukasz
18:42:09 - 19.04.2024
arrow Domeracki
18:41:49 - 19.04.2024
arrow Serotoninka
18:41:38 - 19.04.2024
arrow AleksandraFK
18:41:25 - 19.04.2024
Członkowie i sympatycy

Po nice do kłębka, czyli jak odkryłam istnienie lwowskiej prapraprababki
Dodano: piątek, 15 kwietnia 2016 - 22:47 Autor: Barbara_ErtEberdt
InneNie podam ręki nikomu kto nie wie jak jego prababka z domu – M. Wańkowicz.

Kiedyś nie miałabym szansy sprostać wymaganiom pisarza. Dzisiaj, po żmudnych lecz pasjonujących poszukiwaniach, dowiedziałam się o swoich korzeniach znacznie więcej niż było trzeba, by dostąpić zaszczytu uściśnięcia dłoni Pana Melchiora. Szkoda, że za późno.

Moi rodzice osiedli po wojnie na Dolnym Śląsku, początkowo w Kłodzku, potem w Jeleniej Górze, a od 1946 roku we Wrocławiu. Byli odcięci od swoich krewnych pozostałych, jak się wtedy mówiło, w „centralnej Polsce”. Rodzina matki, rozproszona po Powstaniu Warszawskim, utraciła dawne więzi. Za to rodzina ojca, od pokoleń osiadła w małym galicyjskim miasteczku, z którego w każdym pokoleniu wyjeżdżało się za chlebem, ale do którego zawsze się na starość wracało, wciąż żyła w skupieniu.
W przeciwieństwie do dziadków ze strony ojca, do których jeździłyśmy z siostrą na wakacje, dziadków ze strony mamy nie znałyśmy. Babcia Stefania nie żyła od przed wojny. Dziadka Stanisława widziałyśmy tylko raz zanim umarł w Toruniu w 1950 roku, gdzie mieszkał od lat 20. ubiegłego stulecia i gdzie, po śmierci babci Stefanii, założył drugą rodzinę. Z opowieści mamy wiedziałam, że jego rodzice, a więc jej dziadkowie, a moi pradziadkowie, nazywali się Seweryn i Witalisa z Prószyńskich i że Witalisa ma grób na warszawskich Starych Powązkach. Mama przekazała mi również nazwisko swojej drugiej babki – ze strony matki. Nazywała się Teofila z Różyckich. Miałam komplet prababek od strony matki i do tego, w zasadzie, ograniczała się moja wiedza o jej rodzinie. Mama zmarła w 1998 roku, nie mogłam dowiedzieć się od niej niczego więcej. Nazwisk prababek po stronie ojca nie znałam. Zapytać go o nie również nie mogłam, bo nie żył od 1983 roku.

Upłynęło wiele lat zanim zaczęły mnie interesować tematy związane z genealogią rodziny. Zainspirowana podróżą za ocean, która zawiodła mnie w 2006 roku do Pensylwanii, gdzie w księgach metrykalnych oglądałam zapisy dotyczące ślubu moich dziadków, a potem chrztu ich syna a mojego ojca, uporządkowałam dość szybko jego drzewo genealogiczne. Przydatne były informacje uzyskane od zasiedziałej od pokoleń w jednym miejscu galicyjskiej rodziny ojca. Bez trudu zgromadziłam znacznie więcej danych niż tylko imiona i nazwiska panieńskie dwóch brakujących prababek. Mogłam spocząć na laurach, miałam komplet prababek wymagany do zawarcia znajomości z Wańkowiczem, ale to już przestało mi wystarczać. Połknęłam bakcyla.

Po sporządzeniu drzewa genealogicznego ojca, sięgającego 1818 roku, zabrałam się do ustalania paranteli mamy. Punktem wyjścia stał się jej ojciec a mój toruński dziadek, Stanisław Staczyński. Napisałam do Urzędu Stanu Cywilnego w Toruniu prośbę o wydanie mi jego aktu zgonu. Czekając na odpowiedź, udałam się na poszukiwanie grobu prababki Witalisy na Powązkach. Moja mama trafiała tam na ślepo, niestety nie pomyślała o zapisaniu dla potomności numeru kwatery.

Stare księgi Cmentarza Powązkowskiego spaliły się w czasie Powstania Warszawskiego. Administracja cmentarza prowadzi rejestr pochówków sięgający 1945 roku. Na ślad starszych pochówków można natrafić tylko wtedy jeśli się wie o powojennych pochówkach w starych grobach. Ja, naturalnie, o żadnych powojennych pochówkach nie miałam informacji. Skorzystałam z usługi świadczonej odpłatnie przez internetowy portal Nekrologi Warszawskie, dysponujący bazą danych spisanych bezpośrednio z nagrobków. Poszłam pod uzyskany „adres”. Z inskrypcji na cokole pod krzyżem wynikało, że prababcia Witalisa zmarła 25 kwietnia 1922 roku w wieku lat 67. Policzyłam, że musiała się urodzić około 1855 roku.

Tymczasem nadszedł pocztą akt zgonu dziadka. Dziadek miał trzy imiona: Stanisław Marcin Jan, zmarł 8 września 1950 roku, przed śmiercią zamieszkiwał w Toruniu przy ul. Fabrycznej 3, urodził się 13 listopada 1875 roku w Łęgonicach. Te Łęgonice zaskoczyły mnie. Wstukałam w Google „Łęgonice”. Wyskoczyła informacja, że to wieś niedaleko Nowego Miasta nad Pilicą. Sprawdziłam w bazie „Pradziad” Archiwum Państwowego, że zmikrofilmowane kopie dokumentów stanu cywilnego parafii rzymsko-katolickiej Łęgonice są przechowywane w Archiwum Państwowym w Radomiu. Tam skierowałam prośbę o odszukanie aktu urodzenia Stanisława Marcina Jana Staczyńskiego oraz aktu ślubu jego rodziców, zakładając, słusznie, jak się okazało, że pobrali się w tej samej parafii.

Zdumiewające, jak wiele można wyczytać ze starych dokumentów stanu cywilnego. Pod warunkiem, że się nie zaniedbywało nauki języka rosyjskiego w szkole, albowiem po powstaniu styczniowym księgi metrykalne w zaborze rosyjskim prowadzono po rosyjsku. Jakby tego było mało, wpisy były odręczne, XIX-wieczną kaligrafią; ortografia też różniła się od dzisiejszej. Jeśli chodzi o daty, to podawano dwie, według kalendarza juliańskiego (rosyjskiego) i gregoriańskiego (naszego), co mogło być źródłem (i było) nieporozumień.

Pierwszy z zamówionych w Archiwum w Radomiu dokumentów, akt urodzenia dziadka Stanisława, nie wnosił do mojej wiedzy o nim niczego nowego. Drugi za to, akt ślubu jego rodziców, był kopalnią wiedzy. Pradziadek, dwojga imion Seweryn Jan w dniu ślubu, czyli 16 (28) lipca 1872 roku, liczył 27 lat. Był synem nieżyjących Jana i Marianny z Zalewskich, małżonków Staczyńskich. Urodził się w Lublinie. Zamieszkiwał we wsi Kozietuły, powiat grójecki, gdzie pracował jako urzędnik w prywatnym majątku. Prababcia Witalisa miała lat 19, urodziła się w Białymstoku, jako córka nieżyjących Feliksa i Apolonii z Milewskich, małżonków Prószyńskich.

Z wiekiem Witalisy coś się nie zgadzało. Jeśli rzeczywiście w dniu ślubu miała 19 lat, to ktoś ją odmłodził o dwa lata na nagrobku. A może na nagrobku wyryto prawdę i Witalisa w dniu ślubu miała zaledwie 17 lat, tylko się do tego nie przyznawała. Osierocona przez rodziców Witalisa mieszkała w Łęgonicach „przy rodzinie”, pewnie dalekiej. Świadkami na ślubie byli Łukasz Chałupka i Kazimierz Melon, gospodarze ze wsi Łęgonice. Może ani ona, ani jej narzeczony nie mieli bliskich, którzy mogliby im towarzyszyć w tak ważnym dla nich dniu (i udzielić zgody na ślub w przypadku, gdyby Witalisa była niepełnoletnia, więc wolała się do tego nie przyznawać). Nagle moi pradziadkowie wyłonili się z tych dokumentów jako żywi ludzie, mający jakieś tajemnice. Wzruszyłam się. Oboje czytelnie podpisali się pod aktem ślubu. Mieli ładne charaktery pisma, widać było, że uczyli się kaligrafii.

Mój dziadek, Stanisław nie był ich pierwszym i jedynym dzieckiem. Kiedy jesteśmy dziećmi i rodzice opowiadają nam rodzinne historie, wpuszczamy je jednym uchem, by zaraz wypuścić drugim. Mimo wszystko coś jednak zostaje. Przypomniałam sobie co opowiadała nam mama o licznym rodzeństwie swojego ojca i gromadzie kuzynek i kuzynów, których miała przed wojną w Warszawie. Zaczęłam przeglądać pozostałe po niej zapiski, i uzbrojona w wyciągnięte stamtąd informacje oraz we wskazówki z portalu Nekrologi Warszawskie, znowu wyruszyłam na Stare Powązki.

Nazwisko Staczyńskich jest na szczęście dość rzadkie. Na Powązkach odkryłam dwóch braci oraz trzy siostry mojego dziadka. Na Bródnie znalazł się jeszcze jeden brat. Rachunki zgadzały się. Ślub Seweryna i Witalisy odbył się w 1872 roku, a potem „co rok prorok”. Mój dziadek był trzeci z kolei. Na siedmioro dzieci Witalisy i Seweryna Staczyńskich dorosłości dożyło aż sześcioro. Prababcia Witalisa całkiem nieźle dbała o swoją progeniturę.

Zachęcona rezultatem poszukiwań w Archiwum Państwowym w Radomiu zamówiłam w Archiwum w Warszawie akt ślubu dziadków, Stanisława Marcina Jana Staczyńskiego i Stefanii Wilamowskiej. Okazało się, że pobrali się 7 (19) listopada 1899 roku w kościele św. Andrzeja w Warszawie. On miał 24 lata, był wtedy pomocnikiem maszynisty kolejowego, mieszkał na Pradze przy ulicy Kawęczyńskiej pod nr 6. Ona, córka nieżyjącego Franciszka Wilamowskiego i Teofili z Różyckich, małżonków Wilamowskich, urodzona w Warszawie, miała lat zaledwie 17. Ponieważ była niepełnoletnia, zgody na ślub udzielał ojczym, Edward Hampel. Mieszkała z rodziną przy ulicy Grzybowskiej pod nr 1173 C. Świadkami na ślubie byli Kazimierz Staczyński, mistrz zegarmistrzowski, i Franciszek Prószyński (krewny Witalisy?).

Skupiłam się na Kazimierzu Staczyńskim, gdyż dysponowałam już znalezionym w bazie Polskiego Towarzystwa Genealogicznego aktem ślubu, który zawarł trzy lata wcześniej w kościele parafialnym MB Loretańskiej na Pradze w dniu 17 (29) października 1896 roku z Jadwigą Kodziaszewską. Majster zegarmistrzowski, lat 21, urodzony na Pradze i tam zamieszkały przy ulicy Targowej pod nr domu 30, syn zmarłego Stefana i żyjącej Leokadii z Wasiłowskich, małżonków Staczyńskich.

Zdarza się, gdy się układa puzzle, że po włożeniu we właściwe miejsce jednego elementu, zaczyna nagle pasować kilka sąsiednich. Tak było i tym razem. Na Stefana Staczyńskiego, ojca Kazimierza, natknęłam się już wcześniej również w bazie danych Polskiego Towarzystwa Genealogicznego. Znalazłam tam mianowicie akt ślubu niejakiego Eugeniusza Jana Nepomucena Staczyńskiego, który zawarł 13 (25) stycznia 1888 roku w parafii Narodzenia NMP na Lesznie w Warszawie ze Stefanią Siecińską. Pan młody był również synem Stefana (żyjącego w dniu ślubu) i Leokadii z Wasiłowskich, małżonków Staczyńskich. Urodził się w Janowicach w powiecie nieszawskim, miał 26 lat i był majstrem zegarmistrzowskim, mieszkał na Pradze przy ulicy Wołowej 247 (29).

Nie ulegało wątpliwości, że obaj zegarmistrzowie, Kazimierz i trojga imion Eugeniusz, synowie Stefana Staczyńskiego i Leokadii Wasiłowskiej, to bracia. Kazimierz był rówieśnikiem mojego dziadka Stanisława, któremu towarzyszył w kościele w dniu jego ślubu. Tak jak on urodził się w 1875 roku. Eugeniusz Jan Nepomucen był starszy. Mógł się urodzić około 1862 roku. Zaczęłam podejrzewać, że ojciec obu zegarmistrzów, Stefan, był bratem Seweryna Jana, męża Witalisy, a więc stryjem mojego dziadka Stanisława, maszynisty kolejowego. Tym bardziej, że świadkiem na ślubie Eugeniusza był nie kto inny jak… Seweryn Staczyński, urzędnik Terespolskiej Kolei Żelaznej, lat 40, jak podał, (odmłodził się o dwa lata!), zamieszkały w Warszawie przy ulicy Freta nr 16. Widać było, że ci Staczyńscy tworzą rodzinę i wspierają się wzajemnie. Przy okazji wyszło na jaw, że Seweryn i Witalisa nie mieszkali już w Łęgonicach, tylko na Nowym Mieście w Warszawie. To XVIII-wieczna kamienica mieszczańska, w której 21 lat wcześniej, urodziła się Maria Skłodowska-Curie; obecnie mieści się tam jej muzeum.

Moje podejrzenie co do tego, że Stefan i Seweryn Jan byli braćmi znalazło potwierdzenie w treści drugiego z przytoczonych poniżej dokumentów zapisanych w księgach metrykalnych parafii katedralnej św. Jana w Warszawie.

Dokument pierwszy:

Nr 535. Działo się w Warszawie dnia 17 listopada 1857 roku o godzinie dziewiątej z rana. Stawili się Ignacy Staczyński, guwerner, brat zmarłego i służący Mateusz Krysiak, obadwa pełnoletnie, pod liczbą niżej wyrażoną zamieszkali i oświadczyli Nam że w dniu wczorajszym o godzinie pierwszej z północy w Warszawie przy ulicy Bednarskiej pod liczbą 2680 umarł Jan Bazyli Staczyński, obywatel w mieście Lublinie stale zamieszkały, lat 64 żyjący, urodzony w mieście Lwowie, Galicyi Austryackiej, z niegdy Bazylego Staczyńskiego i Anny z Mikołajewiczów małżonków, zostawiwszy po sobie owdowiałą małżonkę Maryją z Zalewskich. Przekonawszy się o zejściu Jana Bazylego Staczyńskiego, Akt ten po odczytaniu onego podpisanym został przez nas wraz ze świadkiem pierwszym, drugi zaś świadek oświadczył, iż pisać nie umie.
/-/ Ignacy Staczyński /-/Ks. Antoni Wojno, wikariusz parafii i urzędnik Stanu Cywilnego.

Dokument drugi:

Nr 581. Działo się dnia 26 miesiąca października 1858 roku o godzinie wpół do trzeciej z południa. Stawili się Stefan Staczyński, prowizor aptekarski, syn zmarłej i Felix Kaczorowski, akademik, obadwa pełnoletni, w Warszawie zamieszkali i oświadczyli Nam, że w dniu wczorajszym o godzinie pierwszej w nocy, w Warszawie przy ulicy Bednarskiej pod liczbą dwa tysiące sześćset osiemdziesiąt umarła Marja z Zalewskich Staczyńska, wdowa, obywatelka, lat 55 żyjąca, urodzona we wsi Krasnym Stawie w Galicyi Austryackiej z rodziców imion niewiadomych. Przekonawszy się o zejściu Maryi Staczyńskiej, akt ten po odczytaniu onego podpisanym został przez Nas i stawających.
/-/ Stefan Staczyński, /-/ Felix Kaczorowski
/-/ Ks. Stanisław Wespański, proboszcz i urzędnik Stanu Cywilnego.

Rzecz działa się przed Powstaniem Styczniowym. Królestwo Polskie w okresie między Powstaniem Listopadowym a Styczniowym zachowało pewien zakres odrębności od państwa rosyjskiego, regulowanej Statutem Organicznym, według którego głową państwa był król polski, a tym królem rosyjski car. Językiem urzędowym był w Królestwie język polski. I ta polszczyzna sprzed prawie 160 lat jest nadal klarowna i zrozumiała. No i daty są podawane według naszego kalendarza.

W 1857 roku niejaki Ignacy Staczyński, guwerner, pochował w Warszawie 64-letniego brata, Jana Bazylego, a rok później Stefan Staczyński, prowizor aptekarski, 55-letnią matkę, Marię z Zalewskich, wdowę po tymże Janie Bazylim. Skoro Maria z Zalewskich, wdowa po Janie Bazylim, była matką Stefana, prowizora aptekarskiego, to Stefan z całą pewnością był rodzonym bratem mojego pradziadka Seweryna Jana, jako że jego rodzice nazywali się dokładnie tak samo, o czym wiedziałam z aktu ślubu z Witalisą. Nie ma znaczenia fakt, że w akcie urodzenia Seweryna Jana jako matka jest wymieniona Marianna z Zalewskich. W tamtych czasach imiona Maria i Marianna były używane zamiennie.

Z aktu zgonu Jana Bazylego uzyskałam ponadto dwie inne informacje: o rodzicach zmarłego, Bazylim i Annie z Mikołajewiczów i jego bracie Ignacym. Rodzina pochodziła ze Lwowa, tam bowiem w 1793 roku urodził się Jan Bazyli. W przyszłości miałam się dowiedzieć, że Ignacy również, w 1801 roku. Lwów już od pierwszego rozbioru w 1772 roku należał do Austrii.

Uzyskane informacje pasowały do siebie, ale mnie nadal nurtowały wątpliwości. Czy Jan Bazyli nie był za stary na ojca Seweryna? Kiedy w 1857 roku umierał 64-letni ojciec, syn miałby zaledwie około 12 lat, skoro w dniu swojego ślubu w 1872 roku przyznawał się do lat 27. Niezbędna stała się kwerenda w Archiwum Państwowym w Lublinie.

Nadesłany z Lublina akt urodzenia pradziadka Seweryna Jana Staczyńskiego rozwiewał wątpliwości. Pradziadek Seweryn Jan przyszedł na świat 8 stycznia 1846 roku. Był późnym dzieckiem swoich rodziców. Ojciec, Jan Bazyli Staczyński liczył w dniu jego urodzenia lat 53, a matka Maria – 43. Biedny Seweryn miał zaledwie 11 lat, kiedy stracił ojca, a rok później matkę. Lubelska kwerenda przyniosła dodatkowe odkrycie. Stefan i Seweryn Jan mieli jeszcze jednego brata, Konrada. Urodzony w 1823 roku, był w latach śmierci brata i bratowej człowiekiem o ustabilizowanej sytuacji zawodowej. On to zajął się osieroconym nastolatkiem i wychował go z dwójką własnych dzieci.

I tak oto, nie tylko ustaliłam nazwiska panieńskie swoich czterech prababek, lecz także, po nitce do kłębka dotarłam do prapraprababki Anny z Mikołajewiczów , lwowianki, od której dzieliło mnie pięć małżeńskich łóżek: jej i praprapradziadka Bazylego, prapradziadków Jana Bazylego i Marii z Zalewskich, pradziadków Seweryna Jana i Witalisy z Prószyńskich, dziadków Stanisława Marcina Jana i Stefanii z Wilamowskich, wreszcie moich rodziców.

Kiedy już wydobyłam z mroków zapomnienia tylu przodków, zaczęło mnie interesować kim byli i jak żyli. Następne części mojej opowieści będą poświęcone wybranym gałęziom rodziny. Tym, które udało mi się osadzić w czasach, w których się rodzili, żenili, wydawali na świat dzieci, pracowali i umierali moi antenaci.

Barbara Ert-Eberdt
Warszawa

P.S.
Dziękuję Pani Monice z portalu www.genealodzy.pl, która pomagała mi wgryzać się w treść pisanych starą rosyjską kaligrafią dokumentów metrykalnych.




Autor Komentarze
Komentarze
SympatykSympatyk



____________
Od: Lip 02, 2006 Posty: 4365
Napisano:Kwi 15, 2016 - 22:47
Skomentuj ten artykuł w tym wątku
_EZFORUMCOMMENTS_USERINFO p
Sroczyński_Włodzimierz
Członek PTGCzłonek PTG



____________
Od: Paź 09, 2008 Posty: 31716
skąd:Warszawa
Napisano:Kwi 15, 2016 - 23:35
drobna korekta

Siedzibą parafii Św. Andrzeja w 1899 od kilku dekad był (i tak jest do dziś) kościół pw Św. Karola Boromeusza. Patron istotny także historycznie - ku pamięci innego Karola - Levittoux.
_________________
Bez PW. Korespondencja poprzez maila:


https://genealodzy.pl/index.php?module=MailUsers&op=main&touname=Sroczy%F1ski_W%B3odzimierz
_EZFORUMCOMMENTS_USERINFO p
donate.jpg
Serwis Polskiego Towarzystwa Genealogicznego zawiera forum genealogiczne i bazy danych przydatne dla genealogów © 2006-2024 Polskie Towarzystwo Genealogiczne
kontakt:
Strona wygenerowana w czasie 2.062794 sekund(y)