Serwis Polskiego Towarzystwa Genealogicznego

flag-pol flag-eng home login logout Forum Fotoalbum Geneszukacz Parafie Geneteka Metryki Deklaracja Legiony Straty
czwartek, 28 marca 2024

longpixel


Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat Wersja gotowa do druku Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
MrTomAshOffline
Temat postu: Kamieńskie to była ich Ameryka  PostWysłany: 22-06-2019 - 13:21
Sympatyk


Dołączył: 21-07-2017
Posty: 77

Status: Offline
Witam,

chciałem podzielić się artykułem z gazety "Nowa Gazeta Zaklikowska" NR 1 (3) 2017, która to opisuje losy najpewniej między innymi losy mojego pradziadka brata rodzonego lub stryjecznego i jego ojca, a że dzieli podobny los to i pośrednio losy moich przodków.

Artykuł wrzucam w formie skanów jak i w formie przepisanej, bo być może przyda się też innym, a dzięki temu, że forum jest publiczne inne osoby może będą mogły coś dowiedzieć się o swoich rodzinach, ponieważ w artykule pada kilka nazwisk oraz kilka miejscowości wraz z ich historią.

Geograficzny zarys:
Kamieńskie to dziś Kamjanśke (często spotykałem zapis Kamieńskoje), a przez długi czas Dnieprodzieżyńsk,
Ekaterinosław to dziś Dnipro, oba miasta leżą w obwodzie dniepropetrowskim na Ukrainie, jest to też historyczny obszar Zaporoża.
Irena – wieś w gminie Zaklików, powiat stalowowolski, województwo podkarpackie.

------------------

Kamieńskie to była ich Ameryka

Decyzja o likwidacji huty w Irenie nie zapadła pochopnie. W drugiej połowie lat 80. XIX wieku przemysł metalowy w Królestwie Polskim znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ już w 1886 roku wprowadzono wysokie cło na dostawy rudy żelaza. Wydobycie tego surowca oraz węgla na terenie dzisiejszej Ukrainy było o ponad 30% tańsze niż w Kongresówce, dlatego polscy przedsiębiorcy coraz chętniej inwestowali swój kapitał w różnych rejonach Imperium Rosyjskiego, głównie w Donbasie i na Katerynosławszczyźnie.

W końcu lat 80. do maleńkiej wsi Kamieńskie nad Dnieprem przeniesiono warszawskie Zakłady Metalurgiczne i utworzono polsko-francusko-belgijską spółkę Południowo-Rosyjskie Dnieprowskie Towarzystwo Metalurgiczne. Pod kierownictwem genialnego polskiego inżyniera lgnacego Jasiukowicza pod Katerynosławniem wybudowano wielki kombinat hutniczy, a wraz z nim fabryczne miasto. Tak powstawało zagłębie przemysłowe nazywane później „Kalifornią Rosji”.

Inwestycja ta mogła być zrealizowana dzięki Władysławowi Laskiemu, który w owym czasie był dyrektorem Międzynarodowego Banku Komercyjnego w Petersburgu i udzielił Towarzystwu kredytu w wys. pół miliona rubli. Tenże Władysław Laski — jak pamiętamy — od 1880 roku był właścicielem dóbr ostrowieckich i Huty Irena.

Dlaczego piszę o fabrykach żelaza w Rosji?
Z jednego powodu. Znajdowały się tam ogromne złoża taniej rudy i węgla, dobrze rozwinięta kolej, ale brakowało hutników. Doświadczona kadra inżynierska i wykwalifikowani robotnicy pracowali w fabrykach Królestwa Polskiego. Kiedy je zamykano szansą na nowe lepsze życie dla tysięcy robotników i ich rodzin była dobrze płatna praca w polskich hutach na terenie Rosji, m.in. w Kamieńskie.

Na początku lat 90. XIX wieku pracowało tam ponad tysiąc Polaków i stanowili oni 80% ogółu ludności. Naddnieprzański ośrodek przemysłowy rozwijał się w zawrotnym tempie. W 1913 roku Kamieńskie było już miastem liczącym ponad 40 tys. mieszkańców, z czego 35% to byli robotnicy i ich rodziny przybyłe z Królestwa Polskiego. Pracowali głównie przy produkcji i walcowaniu stali. W koloniach polskich żyło się dostatnio, funkcjonowały szkoły elementarne i gimnazja, kluby sportowe, towarzystwa kulturalne, szpitale, ochronki dla dzieci i parafie katolickie z piękny mi świątyniami - zarówno w Kamieńskiem, jak sąsiednim Ekaterinosławiu (łącznie 14 tys. parafian). Opiekunem diaspory był niezmordowany Ignacy Jasiukowicz.

W 1889 roku zamknięto zakłady produkcyjne w Irenie. Część załogi wyjechała do Ostrowca, by podjąć pracę w tamtejszej hucie, a pozostali postanowili szukać szczęścia za wschodnią granicą Królestwa Polskiego i wraz z rodzinami osiedlili się nad Dnieprem. Ponieważ nie są znane akta carskich służb granicznych z końca XIX i początku XX wieku nie wiemy, ilu robotników dawnej fabryki w Irenie wyjechało za chlebem do „rosyjskiej Kalifornii”. Pewne jest tylko to, że nie wszyscy wrócili stamtąd po wybuchu rewolucji bolszewickiej 1917 roku.

Osadnicy zaczęli masowo opuszczać tereny wschodniej Ukrainy w obawie o własne życie. Trwała wojna domowa. Komuniści zamykali i profanowali świątynie, przekształcając je w kluby taneczne albo szkoły marksizmu i leninizmu. Wzmagał się terror i prześladowania ludności napływowej polskiego pochodzenia. W 1936 roku władze Związku Radzieckiego zmieniły nazwę miasta na Dnieprodzierżyńsk, honorując w ten sposób Feliksa Dzierżyńskiego, jednego z najbardziej krwawych oprawców bolszewickich. Po powrocie do Polski wielu osadników z żalem i tęsknotą wspominało Kamieńskie, jako „raj utracony”, bo była to ich druga wyśniona ojczyzna.

W archiwum rodzinnym Wiesława Bzymka z Zaklikowa zachowały się fotografie wykonane w Kamieńskiem przed 1917 rokiem. Publikujemy je wraz z opisami, sporządzonymi przez pana Wiesława. W jego pamięci przetrwały także rozmowy z dziadkiem Stefanem i ojcem Brunonem, z których wynika, że rodzina Bzymków związana była z hutą w Irenie od początku jej istnienia.

W latach 30. XIX wieku pradziadek Stanisław porzucił Francję pogrążoną w biedzie i konfliktach społecznych i dołączył do grupy osadników, budujących wielki przemysł na terenie Ostrowca i Ireny. W hucie zajmował się buchalterią, czyli księgowością. Wraz z żoną zamieszkał w jednym z domów osiedla fabrycznego.

Tu urodził się dziadek Wiesława Bzymka Stefan, który po ukończeniu szkół najprawdopodobniej też podjął pracę w miejscowym zakładzie. Wszystko układało się dobrze do 1883 roku. Wtedy to wybuchł pożar w fabryce. Spaloną hutę udało się odbudować, ale nie było zamówień. Spadała produkcja, coraz więcej ludzi traciło pracę.

W końcu XIX stulecia wielu mieszkańców Zaklikowa i okolicznych miejscowości w poszukiwaniu lepszego życia emigrowało do Ameryki. W tamtych czasach nie było to trudne. Od 1852 roku regularnie kursował statek parowy z Zawichostu do Warszawy, a stamtąd do Gdańska. Potem już tylko trzy tygodnie spędzone na i jesteś obywatelem amerykańskim. Większość imigrantów nie miała pieniędzy ani dokumentów, a mimo to Ziemia Obiecana witała wszystkich z otwartymi ramionami.

„Do Ameryki za chlebem wyjechała rodzina mojego męża” — mówi Danuta Rozesłaniec, z domu Dąbrowska. „Dziadek po śmierci swojej żony wrócił do Ireny, ale jego siostra i brat tam zostali. Moi pradziadkowie i dziadkowie, czyli Dąbrowscy wybrali inny kierunek. Zaraz po zamknięciu huty udali się w głąb Rosji, nad Dniepr”.

Do wsi Kamieńskie wyjechała także rodzina Wiesława Bzymka. Według ich wiedzy inż. Jasiukowicz budował tam wielką fabrykę, ponieważ wierzył, że państwo polskie odzyska niepodległość i będzie istniało w dawnych, przedrozbiorowych granicach.

Zamieszkali naprzeciwko zakładu w dzielnicy zwanej Sahalin, głównej ulicy. Stefan Bzymek pracował jako kasjer. Zdobył też wykształcenie w dziedzinie mechaniki maszyn parowych. Był cenionym fachowcem. Testował m.in. nowe typy lokomotyw i wysyłano go parowozem nawet pod granicę z Japonią.

W Kamieńskiem poznał swoją przyszłą żonę Władysławę ze Świerczyńskich. Jej ojciec Władysław był specjalistą od wytopu stali. Przenieśli się tu z Warszawy. Prawdopodobnie z Zakładami Metalurgicznymi, w których pracował inż. Świerczyński.

Stefan i Władysława mieli pięcioro dzieci. W Rosji urodzili się: Stanisław, Stefania, Karolina, Aleksandra i Brunon.

Ojciec Wiesława Bzymka często wspominał, że jako dziecko był świadkiem wielkiej historii. Przychodził na wiece organizowane przez przywódcę bolszewików Włodzimierza Iljicza Lenina. „Matrosy go Dnieprem przywozili. Robił zebrania w hucie i agitował klasę robotniczą. Kiedy wpadli Kozacy, to na drugi brzeg rzeki musiał uciekać,” Dla Brunona i jego rówieśników życie nad Dnieprem było beztroskie i ciekawe. Dopóki ludzie nie zaczęli się zabijać. Kiedy zobaczył, jak brat bratu odrąbuje szablą głowę skończyło się jego dzieciństwo.

Dziadek pani Danuty Rozesłaniec Bolesław Dąbrowski pracował na walcowni. Sześć dni w tygodniu, po 12 godzin dziennie. Żona Julia nosiła mu obiady do huty. Tylko on zarabiał. Był zwykłym robotnikiem, a mimo to rodzinie powodziło się dobrze. Wszystkie ich córki urodziły się w Rosji: Regina, Marysia i Zosia. Wakacje spędzali zawsze na wsi, bo stać ich było nawet na zakup domu w ładnej okolicy.

Marysia Dąbrowska po powrocie do kraju często wspominała, że jedzenia zawsze było pod dostatkiem. Kiedy szła do szkoły mama dawała jej bułkę z bakaliami. „Zaraz po wyjściu z domu rodzynki wydłubałam, a resztę wyrzuciłam.” Te bułki, które zostały na ulicy w Kiemieńskie śniły jej się potem po nocach, kiedy wracali pociągiem do kraju. Taka była głodna.

Po rewolucji bolszewickiej trzeba było uciekać. Dziadek pani Danuty Bolesław Dąbrowski próbował nakłonić do wyjazdu swoich rodziców. Nie udało się. Wkrótce potem czekiści zastrzelili ich na moście. Więcej szczęścia miała najstarsza córka Dąbrowskich — Regina. Jako siedemnastolatka wyszła za Litwina i wyjechała w jego rodzinne strony. Przeżyli rewolucję i obydwie wojny.

W 1919 roku Stefan Bzymek ukrywał się, a żona z dziećmi wracała do kraju pociągiem. Dołączył do nich dopiero na trasie. Bolszewicy obrabowali ich ze wszystkiego, ale decyzja o wyjeździe była najlepszą, jaką podjęli w swoim życiu.
Z rodziny Świerczyńskich i Bzymków kilka osób tam zostało, m.in brat Stefana Bzymka. W 1936 roku, w czasie Wielkiego Głodu na Ukrainie pisali w listach, że nawet kota ani wrony tam nie uświadczysz. Potem słuch o nich zaginął.

Rodzina Bzymków wracała do kraju trzy tygodnie, Dąbrowscy trzy miesiące. Ich pociąg co jakiś zatrzymywano. Stali w polu nawet po kilka dni, a bolszewicy plądrowali wagon po wagonie. Zabierali Polakom wszystko, nawet buty kazali zdejmować. Babcia pani Danuty zachorowała na tyfus. Nie mieli jedzenia dla małej Zosi. Żeby za złoty pierścionek albo obrączkę kupić litr mleka, bo tyle wtedy kosztowało, chodzili po miejscowych zagrodach.

Maria Dąbrowska miała wtedy 13 lub 14 lat. Szukając mleka dla swojej siostry weszła do jakiegoś domu i zobaczyła kobietę pochyloną nad kołyską. Miała nóż wbity w plecy. „Dziecko płakało. Wszędzie pełno krwi. Uciekłam i za nic w świecie nie chciałam już wyjść z pociągu”. Tych słów wypowiedzianych przez matkę pani Danuta Rozesłaniec nie zapomni do końca życia.

Wiesław Bzymek opowiedział mi jeszcze jedną ciekawą historię. Wymaga ona jednak krótkiego wprowadzenia. Otóż miasto Kamieńskie stworzyli Polacy. To była ich Ameryka. Dobrze zarabiali i cieszyli się powszechnym szacunkiem. Stanowili elitę w każdej dziedzinie życia. Uczyli miejscowych wszystkiego. Do szkół, które założyli i prowadzili uczęszczały rosyjskie dzieci.

Nauczycielką w jednej z takich placówek była siostra żony Stefana Bzymka - Maria Świerczyńska, a uczennicą nastoletnia Marysia Dąbrowska. Do tej samej klasy chodził też syn miejscowego hutnika, Lonia mu było na imię. Nieszczęśnik zakochał się po uszy w pięknej Polce, ale Rewolucja Październikowa ich rozdzieliła. On został w Rosji, a ona wraz z rodziną wróciła do kraju.

Młodzieniec nie tracił jednak nadziei. Pisał listy miłosne i próbował przekonać ukochaną do powrotu. Właśnie został przewodniczącym kamieńskiego Komsomołu. Marysia była w rozterce. Często przychodziła do Bzymków i pytała, co robić. „Daj sobie spokój. Nie odpisuj” — odpowiadał krótko pan Stefan. Dziewczyna posłuchała.

Lonia z czasem zapomniał o pięknej Polce i poświęcił się karierze politycznej. 14 października 1964 roku został I sekretarzem KC KPZR i przywódcą Związku Radzieckiego. O życiu osobistym i miłościach Leonida Breżniewa wiemy niewiele, a jedyny jego pocałunek, jaki świat zapamiętał to ten z Erichem Honeckerem z 1979 roku w NRD.

Historię, którą opowiedział mi Wiesław Bzymek potwierdziła córka Marysi Dąbrowskiej, Danuta Rozesłaniec. Słyszała ją od matki, ale listy Breżniewa nie zachowały się. Z biografii przywódcy ZSRR wiemy, że faktycznie urodził się on w Kamieńskie w 1906 roku w rodzinie hutnika i uczęszczał do miejscowej szkoły. Bardzo możliwe, że jako jedenastolatek zakochał się w starszej o dwa lata koleżance i długo nie mógł o niej zapomnieć.

PS. Po powrocie z Rosji Dąbrowscy osiedli w Irenie. Do trzech córek urodzonych w Rosji wkrótce dołączyło trzech synów: Tadeusz, Edward i Feliks.

Rodzina trudniła się rolnictwem. „Nie było pracy, więc ludzie tak się grzebali w tym ireńskim piasku, próbując wykarmić swoje liczne potomstwo. Ciężko było, bo w każdym domu po sześcioro, siedmioro dzieci” — wspomina pani Danuta Rozesłaniec.

Maria Dąbrowska wyszła za mąż za Antoniego Głuchowskiego, mieli cztery córki i dwóch synów i też całe życie klepali ireńską biedę. Jej brat Feliks zginął w czasie okupacji niemieckiej i pochowany został w zbiorowej mogile w Iłży. Edward umarł w Irenie na astmę, a Tadeusz, który służył w armii Andersa, zaraz po wojnie wyjechał do Niemiec, a stamtąd do Ameryki. Tam ożenił się i zmarł. Zosia wyszła za mąż za Michała Grota z Łążku. Też już nie żyje.

Rodzina Bzymków osiadła w Zaklikowie. Dziadek Władysław, który w Rosji sowieckiej nie chciał przyjąć obywatelstwa i zapisać się do partii, po powrocie do kraju nie mógł znaleźć pracy, bo uważano go... za komunistycznego szpiega. Po długich staraniach w końcu zatrudniła go żydowska rodzina Heinfligów. Mieli tartak za torami — w Zaklikowie Leśnym. Był tam mechanikiem. Zmarł w 1957 roku. Rok wcześniej odeszła jego żona.

Jego syn Brunon też pracował w tartaku. Ożenił się z Łucją Krawiec. Mieli siedmioro dzieci i do śmierci mieszkali w Zaklikowie. Stefania Bzymek nie założyła rodziny, a Karolina wyszła za mąż za miejscowego stolarza Henryka Huka i zamieszkali w nieistniejącym już domu przy dzisiejszej ulicy Zachodniej. Aleksandra poślubiła Władysława Rajpolda i mieszkali na ul. Rozwadowskiej. Nauczycielka z Rosji Maria Świerczyńska wyszła za Mikołaja Jędrusiaka.

Wałdemar Żelazny
Reprodukcje zdjęć — Mirosław Dwornikiewicz

Skany ze zdjęciami:



------

Mój komentarz do artykułu:
Z Panem Wiesławem spotkałem się gdyż wspomniany w artykule Stefan był bratem rodzonym lub stryjecznym mojego prapradziadka - a losy mojej rodziny są łudząco podobne do losów moich przodków. Po sprawdzeniu w USC okazało się, że ojciec Stefana nie nazywał się Stanisław (było to przypuszczenie, a Franciszek). Później w artykule pada "dziadek Władysław" co prawdopodobnie jest "listerówką" i chodzi o Stefana. Co więcej, Francuskie pochodzenie jest raczej mitem i wg moich ustaleń, najprawdopodobniej pochodzili oni (Franciszek Bzymek) ze Starachowic o czym pisałem tutaj: https://genealodzy.pl/index.php?name=PN ... highlight=

Pozdrawiam,
Tomasz Bzymek

_________________
Serdecznie pozdrawiam,
Tomasz
 
 Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość  
Odpowiedz z cytatem Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:     
Skocz do:  
Wszystkie czasy w strefie GMT - 12 Godzin
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat Wersja gotowa do druku Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zobacz następny temat
Powered by PNphpBB2 © 2003-2006 The PNphpBB Group
Credits
donate.jpg
Serwis Polskiego Towarzystwa Genealogicznego zawiera forum genealogiczne i bazy danych przydatne dla genealogów © 2006-2024 Polskie Towarzystwo Genealogiczne
kontakt:
Strona wygenerowana w czasie 0.627829 sekund(y)