Autor |
Wiadomość |
Bozenna |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-05-2009 - 22:49
|
|
Dołączył: 07-08-2006
Posty: 2423
Skąd: Francja
Status: Offline
|
|
Tak Tomku, zgadzam sie z Toba, ale ksiadz w jednym akcie wpisal "stryj dzieciecia" , a w nastepnym "brat cioteczny matki dzieciecia" ?
Dwa akty, dwa rozne polaczenia rodzinne.
Potrzebuje odnalesc Telesfora Breanskiego, a inaczej sie szuka rodziny ojca, inaczej rodziny matki dziecka, szczegolnie jesli te dwie rodziny zamieszkiwaly daleko jedna od drugiej.
Usmiechy
Bozenna |
|
|
|
|
|
LenkaW |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-05-2009 - 23:00
|
|
Dołączył: 10-04-2008
Posty: 281
Status: Offline
|
|
A gdy mamy wspólnego - dla mnie 2x pradziada, dla niej - 3x pradziada? Czy to praprakuzynka? Skoro mogę się cieszyć takim odkryciem, to niech wiem kogo odkryłam.
pozdrawiam
Lenka |
|
|
|
|
|
|
Temat postu:
Wysłany: 06-05-2009 - 23:14
|
|
Dołączył: 16-01-2009
Posty: 1847
|
|
@Bozenna
Skazani jesteśmy na gdybanie. Ja zaufałbym raczej pełniejszemu opisowi. Wuja ze stryjem od biedy można pomylić. Ale brata ciotecznego matki z kimś pomylić trudno. Jak dla mnie chodzi rzeczywiście o brata ciotecznego matki, nazywanego /przez szacunek/ stryjem.
@LenkaW
Pokrewieństwo jest zbyt dalekie, żeby móc je rozsądnie określić. Zostaje tylko metoda opisowa
tomek |
|
|
|
|
|
Bozenna |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-05-2009 - 23:20
|
|
Dołączył: 07-08-2006
Posty: 2423
Skąd: Francja
Status: Offline
|
|
Ja tez tak mysle, szukam wiec w rodzinie mamusi dzieciecia.
Wielkie dzieki
Bozenna |
|
|
|
|
|
Kaczmarek_Aneta |
|
Temat postu:
Wysłany: 07-05-2009 - 09:01
|
|
Dołączył: 09-02-2007
Posty: 6234
Skąd: Warszawa/Piaseczno
Status: Offline
|
|
Tomek1973 napisał:
Arleta jest więc córką siostry praciotecznej lub córką brata praciotecznego.
Oczywiście, zgadza się - nie wiem jakim cudem zapętliłam się w kolejne pokolenie - zdecydowanie wolę prostsze określenia
Pozdrawiam,
Aneta |
|
|
|
|
|
eldroza54 |
|
Temat postu: Dziadek mateczny
Wysłany: 22-08-2009 - 20:31
|
|
Dołączył: 09-08-2008
Posty: 142
Status: Offline
|
|
Witam !!
Proszę o jakąś formułkę kto to jest dziadek mateczny.
Pozdrawiam.Elżbieta |
|
|
|
|
|
|
Temat postu:
Wysłany: 23-08-2009 - 08:26
|
|
Dołączył: 16-01-2009
Posty: 1847
|
|
Pozwoliłem sobie odnaleźć, skopiować i wkleić tutaj fragment "Encykopedii Sstaropolskiej" Z. Glogera z 1903 roku.
Tekst ten wstawił na forum pan Władysław Moskal, a ja postanowiłem go przypomnieć:
Pokrewieństwa.
Pokrewni są ci, którzy od jednej osoby ród swój wiodą, powinowaci zaś są krewni męża względem krewnych żony i odwrotnie. W jakim stopniu zachodzi pokrewieństwo jednego z małżonków, w tymże stopniu jest i dla drugiego powinowactwem.
Polacy mieli nader obfity rodzinny słownik nazw, określających rodzaj pokrewieństwa, pozostawiający daleko w tyle niemiecki, więc i pożyczek mieli mało. Mieli oni zwyczaj rozpamiętywać najdalsze pokrewieństwa rodzinne, a starsze niewiasty przekazywały młodszym pokoleniom całe dzieje pokrewieństw w swych okolicach i województwach. Pochodziło to nie tyle z próżności, ile z obyczaju narodowego, w którym wszystka szlachta uważała się za jedną rodzinę czyli „bracie”. Stąd „u Polaków najpierwszy był tytuł: bracie, później mówiono: panie bracie, a wreszcie: mości panie bracie”. Piotr Skarga w „Żywotach świętych” pisze, iż „w polskim języku bracią zowiemy w trzeciem i czwartem pokoleniu i jakiekolwiek powinowate”.
W prawie polskiem, którego główną podstawą były stare zwyczaje narodu, charakterystyczną stanowi cechę pewna solidarność i łączność rodowa, nawet w dalszych stopniach pokrewieństwa. Majątek np. sprzedany w obce ręce krewni sprzedawcy mieli prawo odkupić, co wydawało się nader dziwnem dla cudzoziemców. W prastarym obyczaju polsko-słowiańskim nie dawano posagu czyli wiana za dziewką, ale młodzian nabywał córkę u rodziców, był więc zwyczaj porywania dziewcząt, jako najtańszy sposób nabycia żony. Obyczaj ten przetrwał w Polsce przyjęcie wiary chrześcijańskiej i musiał się wydarzać jeszcze w XIII i XIV w., skoro ówczesne prawa krajowe surowo zabraniają żenienia się w sposób podobny. W obrzędach zaś weselnych ludu polskiego ślady tego obyczaju przetrwały do naszych czasów.
Że zaś na oznaczenie słowa gonić, zająć, było w dawnej polszczyźnie słowo żonąć, żenić, stąd powstały wyrazy: żona, ożenić, żonaty.
Od wyrazu mahal, umowa ślubna, utworzono z żony małżonę i małżonkę Druga żona względem dzieci swego męża z poprzedniej żony jest ich macochą.
Ten, co „przyżenił” sobie żonę, czyli zjął, zajął ją rodzicom, nazywał się zięciem.
Przyprowadzona do domu synowa, jako młoda niewiasta w porównaniu do starej matki męża, dostawała nazwę: niewiastki, niewiestki lub sneszki.
Ojciec nazywa się w mowie staropolskiej: ociec, rodzic, tata, t. j. tak, jak dotąd lud polski wymawia i używa tych wyrazów.
Wyraz „ociec” sięga prastarych czasów; wyrazu rodzic lud używa, gdy chce nazwać poważniej.
Wyraz tata, używany przez dzieci, jako najłatwiejszy, jest również dawny, bo już Bielski w XVI w. pisze: „Święty Wojciech, założywszy klasztor, dał mu imię po słowiańsku tata, bo tak Słowacy zwali św. Wojciecha jako ojca”. Z nastaniem wiary chrześcijańskiej potworzyły się wyrazy: ojciec święty, ojciec duchowny, ojciec chrzestny, a ze wzrostem gospodarstw „ojciec czeladny” czyli gospodarz domowy, ojciec i dozorca czeladki.
Ojczym jest wtórym mężem matki czyjej.
Ojczyc i ojcowie ma kilka znaczeń w języku staropolskim: oznacza najprzód syna z prawego łoża, potem rodaka, ziomka, rodowitego syna swojej ziemi, dalej doradcę i miłośnika ojczyzny. Takim np. był Jan Łaski (ur. 1456, zm. 1531), o którym Stryjkowski wyraził się: „umarł Jan Łaski, prawy ojczyc ojczyzny”.
Ojczycem lub ojcowicem zwano każdego ze starego rodu, pana z panów, wreszcie tak nazywano poddanych ojcowskich, na miejscu urodzonych, a prawo dawne stanowiło, że pojmańców (jeńców) wojennych dzieci uważani są za ojczyców czyli poddanych”.
Majątek po ojcu zwał się ojcowizną i ojczyzną, po matce – macierzyzną. Syna jedynaka nazywano „jednorodzonym”, adoptowanego – „przysposobionym” lub „przyjętym”.
Trzymany do chrztu jest chrzestnym czyli chrześniakiem. „Synowie koronni” oznaczało ziemian z Korony.
Rodzice nazywali córki swoje w mowie potocznej dziewkami, dziewuszkami.
Dzieci żony od pierwszego jej męża, lub dzieci męża z pierwszej jego żony, zowią się pasierbami i pasierbicami.
Ojciec ojca lub matki zowie się dziadem, dziadkiem, matka ojca lub matki – babką.
Tych rodzice są pradziadami i prababkami, a tych znowu przodkowie zowią się pra-pradziadami lub naddziadami.
Majątek po dziadku zowie się „dziadkowizną”, po babce „babizną”.
Dzieci syna lub córki są wnuczętami.
W dawnej polszczyźnie nie mówiono wnuk, ale wnęk, a o rodzaju żeńskim nie mówiono wnuka ani wnuczka, ale wnęka i wnęczka.
Jeszcze w końcu XVI wieku Szczerbowicz pisze: „dzieci rodzonych braci i sióstr, t. j. synowców i siostrzeńców, też wnękami zowią”.
Syn brata zowie się bratańcem, bratankiem, synowcem, córka brata – synowicą, bratanką lub bratanicą.
Syn siostry – siestrzanem, siostrzeńcem, siestrzankiem, córka siostry – siostrzenicą, siestrzanką.
Wyraz szwagier, szwagierka jest czysto niemieckim (Schwager, Schwäher).
Dawni Polacy nazywali zawsze brata mężowskiego dziewierzem lub szurzą a nie szwagrem, siostrę mężową: żołwicą, żełwicą, żełwią lub świeścią a nie szwagierką.
Surzyną nazywano na Mazowszu żonę szwagra jeszcze w XVII w. Mączyński, słownikarz XVI w., powiada: „Żełw albo żełwica, też niewiastką niektórzy zowią, t. j. mężowa siostra”. Szymonowicz w sielankach pisze:
Żołwice i bratowe u jednego stołu,
I świekry i niewiestki jadają pospołu.
Żona brata czyli bratowa zwała się jątrew, jątrewka, a nazwy tej pisarze polscy używali do połowy XVII wieku. Siostra matczyna lub ojcowa zowie się ciotką; jeżeli rodzona, zowie się ciotką rodzoną, w przeciwnym razie jest ciotką wujeczną lub stryjeczną.
Mąż ciotki zowie się: pociot, paciot, naciot. Lud wiejski nazywa ciotką wronę, ciotuchą – febrę czyli zimnicę, ciotami – czarownice, które nasyłają ludziom kołtuny lub myszy.
Dzieci po dwuch siostrach rodzonych są sobie rodzono-cioteczni, jeżeli zaś babki były siostrami, są przecioteczni.
Rodzony brat matki jest wujem, żona jego wujenką czyli wujną, syn bratem, córka siostrą rodzono-wujeczną.
Brat babki nazywa się stary wuj, dziadek lub przedwieć.
Brat ojca jest stryjem, stryjkiem. W dawnej polszczyźnie skracano stryjek na stryk, mówiono więc pospolicie: stryk, wieś Stryków, kronikarz Maciej Strykowski.
Żona stryja była jednak stryjenką lub stryjną, a dzieci po rodzonym stryju – rodzono-stryjecznemi.
Brat dziadka zwał się starym stryjem albo przestryjcem, prastryjem, wnuk jego był bratem stryjeczno-stryjecznym, czyli przestryjecznym.
Syna i córkę brata stryjecznego zwano stryjecznym synem i stryjeczną córką.
Wogóle stryjów i braci stryjecznych i przestryjecznych zwano „stryjcami”. Stryjcowie byli to męscy potomkowie jednego dziada, pradziada lub prapradziada, w różnych stopniach pokrewieństwa z sobą zostający. Nosili oni wspólny herb i uważani byli zawsze za blizką rodzinę. Paprocki w „Ogrodzie królewskim”, w przedmowie do Mich. Sędziwoja, pisze: „A pod jednym herbem jest kilkaset, pod drugim kilka tysięcy nalazłoby się stryjców herbowych, między którymi jest wielka miłość, chociaż jedni z tych herbów panowie a drudzy chudszy się znachodzą”.
I dalej: „Jest i był przedtem w Polsce takowy obyczaj i miłość między rycerstwem a pany, że herbowi stryjcowie wszyscy jeden o drugiego krzywdę jako bracia właśni umierali i w potrzebach na nieprzyjacioły koronne ze wszystkich państw pod jeden się proporzec albo chorągiew zjeżdżali, w potrzebach bywałe rotmistrze obierali a ich słuchali”. Znaną jest pewna starodawna spólność majątkowa, wymagająca, aby pomimo uprawnionych już działów rodzinnych nie czynił nikt sprzedaży ani zapisu, nie zapewniwszy się zezwolenia stryjców herbowych. Klonowicz pisze, że flisacy wiatr nazywają „stryjem”.
W mowie potocznej było pospolitem „wujanie i stryjanie”, a szczególniej to ostatnie, to jest, że młodsi nazywali starszych znajomych i przyjaciół „stryjku”, co u ludu jest we zwyczaju dotąd.
Ojciec żony zowie się teść, a matka – teściowa lub teścia, dawniej cieść i cieścia. W jednej z pieśni ludowych dotąd w niektórych okolicach śpiewają: „I wyszła doń stara cieść”. Mączyński w swoim słowniku z r. 1564 tak objaśnia: „Cieść, to jest żony mojej ojciec, niektórzy świekrem zowią, ale niewłaściwie, bo świekier jest mężów ojciec, którego zowią po łacinie socer”. Stryjkowski znów pisze: „Obesłał bracią swoją i ćcia albo cieścia, ojca żony swojej”.
Widzimy z tego, że tak dawniej jak i dzisiaj u ludu, który tej nazwy w wielu stronach używa, świekier, świokier, świekra, świokra, świekrucha oznacza tylko rodziców męża, a teść i teścia – rodziców żony.
Nieraz jednak ludzie mieszali z sobą te obie nazwy, a sam Stryjkowski w innem miejscu wyraża się: „Boniak świekier albo cieść Swantopełka”. Jeżeli świekier pochodzi także z niemieckiego wyrazu Schwäher, to nic dziwnego, że znaczenie tego wyrazu w polskim języku nie mogło być tak i owak pojmowane, skoro nie było polskiem.
„Półbratem” nazywano w dawnej polszczyźnie brata przyrodniego, „półsiostrą” – siostrę przyrodnią, t. j. dzieci z jednej matki po dwuch ojcach, lub z jednego ojca po dwuch matkach.
Dalekich przodków nazywano praojcami, praszczurami, praskurzami a praprawnuków – pasynkami. Brückner przytacza zapomniane na przełomie od średnich wieków do nowych dwie nazwy: nieściora i czędo czyli cędo. Ten ostatni wyraz oznaczał jeszcze w XVI w. dziecko. Wyrazy: bękart, bastard, bastrzę, wyrugowały: pokrzywników i wylegańców.
W rachowaniu stopnia pokrewieństwa przy zawieraniu małżeństw, trzymano się w Polsce śladem prawa kanonicznego rachuby kanonicznej, która się różniła w pobocznej linii od rachuby cywilnej prawa polskiego.
Gdy podług prawa kanonicznego brat z siostrą są w pierwszym stopniu a synowica ze stryjem w drugim, to podług rachuby cywilnej w Polsce brat z siostrą był w drugim a synowica ze stryjem w trzecim stopniu pokrewieństwa.
W prawach spadkowych używano cywilnej rachuby, ograniczając prawo spadkowości do 8-go stopnia włącznie.
tomek |
|
|
|
|
|
lit |
|
Temat postu: Koligacje rodzinne? -stryj, dziadek mateczny...
Wysłany: 03-05-2010 - 17:38
|
|
Dołączył: 05-08-2008
Posty: 44
Status: Offline
|
|
T: Nazewnictwo?
Proszę o pomoc w zrozumieniu określenia:Weronika to czwarta kuzynka osoby Jerzy S. -Serdecznie dziękuję za pomoc-Jerzy S z Łodzi. |
|
|
|
|
|
andrzej_debno |
|
Temat postu:
Wysłany: 09-09-2010 - 20:24
|
|
Dołączył: 18-01-2010
Posty: 205
Status: Offline
|
|
Czy ktoś spotkał się z określeniem "matanek" - w odniesieniu do mężczyzny, "matankowa" - w odniesieniu do kobiety? Co to może oznaczać? |
|
|
|
|
|
bezet |
|
Temat postu: Re: Koligacje rodzinne? -stryj, dziadek mateczny...
Wysłany: 09-09-2010 - 21:19
|
|
Dołączył: 24-08-2006
Posty: 498
Status: Offline
|
|
lit napisał:
T: Nazewnictwo?
Proszę o pomoc w zrozumieniu określenia:Weronika to czwarta kuzynka osoby Jerzy S. -Serdecznie dziękuję za pomoc-Jerzy S z Łodzi.
Witam
Chodzi zapewne o określenie stopnia pokrewienstwa pomiędzy Weroniką a tą osobą.
Pozdrawiam
Zygmunt |
|
|
|
|
|
|
Temat postu: Re: Koligacje rodzinne? -stryj, dziadek mateczny...
Wysłany: 09-09-2010 - 22:22
|
|
Dołączył: 16-01-2009
Posty: 1847
|
|
W oczekiwaniu na specjalistów od wieku XIX, zobaczmy jak to wyglądało na Mazowszu w wieku XVIII.
W wieku XVIII chłop był tylko i wyłącznie użytkownikiem ziemi, a nie jej właścicielem. Istniało co prawda tak zwane "prawo zakupne" pozwalające na dziedziczenie ziemi i jej zbywanie, ale w praktyce było ono stosowane tylko w dobrach kościelnych i królewszczyznach. W dobrach prywatnych było ono kwestionowane przez dwór i uznawane za bezzasadne. W dobrach prywatnych, chłop był tylko bezterminowym dzierżawcą ziemi.
Wbrew pozorom, w owych czasach w doborze małżeństw nie kierowano się względami gospodarczymi. Dobór współmałżonków pod kątem ilości posiadanej ziemi, spłacania rodzeństwa, kwestii dziedziczenia jest charakterystyczny dla wsi pouwłaszczeniowej. W XVIII wieku nie było tego typu problemów. To dwór decydował o miejscu zamieszkania młodych i wyposazeniu ich w ziemię. I to dworu nalezała decyzja: czy młodzi dostaną swoją chałupę, czy będa mieszkali z rodzicami. Dwór dawał bydło, narzędzia i ziarno na siew. Co ciekawe - w owym okresie w zasadzie tylko w Małopolsce dobierano małżeństwa według przynalezności do tej samej grupy majątkowej. Na Mazowszu zaś, małżeństwa gospodarskich córek z parobkami były na porządku dziennym. Dla dworu liczyło się głównie, by nowe małżeństwo było zdrowe i pracowite, a stan posiadania był nieistotny. To nie rodzice, czy młodzi decydowali o małżeństwie. decydował o tym dwór i jego potrzeby ekonomiczne. Na straconej pozycji stały głównie sieroty płci obojga i wdowy - oni w kwestii własnego zamęścia czy ożenku mieli do powiedzenia najmniej. Dwór stosował różnego rodzaju zachęty: wyprawiano wesele na dwoerski koszt, pożyczano pieniądze na zaręczyny czy dawano wódkę na zaloty. Pilnowano nawet proboszczów, by nadmiernie nie śrubowali opłat. Młodym małżeństwom udzielano pożyczek, jeszcze bardziej uzależniających ekonomicznie. Z drugiej strony - nieudzielanie pożyczek było często powodem zbiegostwa. Każdy zbiegły chłop, to puste gospodarstwo i straty dla dworu. Uzależnienie ekonomiczne było na rękę dworowi, ale nie mogło byc zbyt duże. Wbrew pozorom, ówczesna ekonomia była nieustannym balansowaniem na cienkiej linie. Dwór dając chłopom narzędzia, bydło i konie, mógł później żadać większej pańszczyzny. Należy tez pamiętać, że w każdej chwili leniwy chłop mógł zostac zdegradowany do poziomu komornika, a pracowity parobek mógł się stać gospodarzem pełną gębą.
A co z ludźmi starszymi?
Ich los był o wiele gorszy, niż po uwłaszczeniu. W XVIII wieku na Mazowszu, rzadko którzy rodzice byli współgospadarzami razem z własnymi dziećmi. Starzy ludzie musieli się utrzymywać z wyrobnictwa, żebraniny czy też byli pastuchami we dworze. Wbrew pozorom, pełnili oni ważną rolę w owczesnej społeczności wiejskiej. Byli niejako strażnikami tradycji, a poprzez posiadany zasob doświadczenia cieszyli się szacunkiem dworu i odgrywali poważną rolę w szczątkowym podówczas wiejskim samorządzie.
A jak to było w wieku XIX?
tomek |
|
|
|
|
|
Jol_Kla |
|
Temat postu: Re: Koligacje rodzinne? -stryj, dziadek mateczny...
Wysłany: 09-09-2010 - 22:55
|
|
Dołączył: 09-01-2009
Posty: 440
Status: Offline
|
|
Dziękuje Tomku,
Stanisław żył na środkowym Podlasiu w wiosce typowo włościańskiej (blisko tzw dominium Klimczyce którego właścicielami byli w tym czasie Podczascy). Jak wspomniałam w tej małej wiosce (5 domów) żyło więcej osób o tym nazwisku blisko z sobą spokrewnionych a Stanisław to tradycyjne imię w tej rodzinie występujące w każdym pokoleniu. Na tym opieram przeświadczenie, że to była także jego rodzina. Jeden z jego prawdopodobnych bratanków był gumiennym dworskim. Inni pracowali na własnej ziemi. Świadkowie zgłaszający śmierć Stanisława to bliscy sąsiedzi wielokrotnie wymieniani w innych aktach jako świadkowie i chrzestni.
Czyżby to określenie to jednak status społeczny Stanisława ?
Jola |
|
|
|
|
|
slawcoma |
|
Temat postu: Znaczenie ?
Wysłany: 24-11-2010 - 12:10
|
|
Dołączył: 24-11-2010
Posty: 2
Status: Offline
|
|
Proszę o informację kim dla mnie jest i ja dla tej osoby ???
Córka, syna, brata rodzonego mojej matki.
Dziękuję za odpowiedź. |
|
|
|
|
|
Jawoszek_Elzbieta |
|
Temat postu: Znaczenie ?
Wysłany: 24-11-2010 - 12:22
|
|
Dołączył: 30-08-2010
Posty: 148
Status: Offline
|
|
Witaj
Dla wygody może być kuzyn/kuzynka. Dla porządku: Ty wujek, ona siostrzenica, piaty stopień pokrewieństwa.
Pozdrawiam
Elżbieta |
|
|
|
|
|
|
Temat postu: Znaczenie ?
Wysłany: 24-11-2010 - 12:40
|
|
Dołączył: 16-01-2009
Posty: 1847
|
|
Według terminologii staropolskiej, taka osoba to nieściora - jeśli chodzi o kobietę, lub nieć - jeśli chodzi o mężczyznę. Te dwa terminy uznaje się jednak za niepewne.
tomek |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|