|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Nina2 |
|
Temat postu: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 04-09-2015 - 03:03
|
|
Dołączył: 20-07-2015
Posty: 18
Status: Offline
|
|
Zestarzałam się, dobiegam 70-tki. Ze zdrowiem też zaczęło coś dolegać. W te upały w tym roku myślałam, że się uduszę: potworny atak astmy (?) uczulenia na chemtrailsy? Nie wiadomo co, lekarze też nie wiedzą. Dostałam inhalatorki, upały minęły i przeszło. Ale w rzeczach do załatwienia w ramach "posprzątania po sobie" przypomniało mi się, że jest w moich papierach po mamie nasza genealogia – duży arkusz papieru, gdzie daleki krewny, pewien lekarz z Krakowa, wyrysował naszą genealogię. Kuzyn mi podał stronkę www.genealogiapolska.pl gdzie mogę ją wstukać.
Myślałam: wstukam, wydrukuję, roześlę rodzinie – siostra już parę razy o to prosiła. Sądziłam, że uporam się z robotą w tydzień. Weszłam na forum, by się zorientować, jak inni sobie radzą z wydrukiem, z programem – i aż zaniemówiłam: dla innych to zajęcie na całe życie! Fotografowanie grobów, szukanie w metrykach, Archiwum Akt Dawnych w Warszawie, geneszukacz...
Wstukałam dane, nawet łatwo poszło. Zawiadomiłam o robocie lekarza z Krakowa - w odpowiedzi przysłał mi mailem 5 arkuszy (uzupełnienia) i odezwał się mile nieznany kuzyn z Bielska. Pochodzi od siostry prababki i tę brakującą linię uzupełni. Korespondujemy ze sobą bardzo ceremonialnie: "Szanowna Kuzynko, mój pradziadek miał na imię Stanisław... " Odpowiadam w tym samym tonie.
Patrzę: nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona. Dwóch biskupów w stryjkach, lekarze, inżynierowie i prawnicy, nawet profesorowie uniwersytetów i dwóch rektorów UJ.
Są inne strony o genealogii i są fora. Czytam właściwie z przerażeniem. Ktoś jest dumny ze swych przodków, pisze o nich wspomnienia. Mnie raczej wpędza w kompleksy że tu prof. uniwersytetu (a nawet rektor), tu dr doc.hab. a ja tylko z trudem magister.
Owszem, jest w tym coś z kolekcjonerstwa: ustalić dokładne daty urodzin, imiona dzieci – ale te długie listy dawno zmarłych osób! Mnie to wpędzało w depresję. Jakaś nekrofilia...
Nieznane historie rodzinne: komuniści rozstrzelali mi rodzonego wujka, niecałe 30 lat, a przedtem go torturowali w więzieniu! Aż¨film o tym był, wg pamiętników jego matki, której ta historia złamała serce (http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/maria-dedio-sen-matki-polki/ ). A ja nic o tym nie wiedziałam! Dlaczego? Tu prababce umarło ostatnie dziecko. To dziecko umarło ponad 100 lat temu! Dlaczego mnie to dzisiaj przygnębia? Czy płaczę nad sobą (bo depresja, bo coś nawala w ciele, niedługo na to umrę) a tamto to tylko pretekst? Użalanie się nas sobą, self-pity, to też błąd w rozwoju duchowym.
I całe Kresy i Wołyń! Dopiero teraz zaznajomiłam się z historią. Przedtem, czytając np Sienkiewicza, akcja działa się gdzieś na Księżycu. A teraz widzę: obszar właściwie bezpański, ludność mieszana, religii różnych coś z 5 – oczywiste, że jak tylko nadzór policyjny zelży, będą się wyrzynać wzajemnie jak w ex-Jugosławii.
Dobrze jest dzieciom wiedzieć, skąd pochodzą. Tylko wiedzieć, dzieci nie interesują się genealogią, lecz niech drzewo rodzinne będzie w domu. Dzieci patrzą w przyszłość i snują plany, co zrobią jak dorosną. Dorośli są zajęci swoją aktualnością. Dopiero na starość odwracamy się i patrzymy w przeszłość. Bo w przyszłości nic miłego już nas nie czeka? O rodzinne groby dbają stare kobiety.
"Niechaj umarli grzebią umarłych swoich!" (cytat z Ewangelii). My żyjemy. "Prowadź twój pług przez kości umarłych" (W. Blake w "Przysłowiach Piekieł").
Zrobiłam zamierzoną robotę. Zajęła mi 2 miesiące. I nadal nie mam dobrego wydruku, choć ściągnęłam MyHeritage i Ahnenblatta. Najwyżej posklejam arkusze.
A potem rzucę to i zajmę się czymś innym. Witryna na www.genealogiapolska.pl zostanie, rozesłane po rodzinie dane na papierze także, a potem niech to kontynuują już inni młodsi ode mnie.
Forum miłe, ludzie na nim życzliwi, uczynni, kompetentni. Dziękuję i pozdrawiam Was wszystkich. Wielu rzeczy się tu dowiedziałam – ale zajmowanie się moją genealogią mnie szalenie przygnębia. |
|
|
|
|
|
wspomnienia3 |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 08:21
|
|
Dołączył: 11-10-2008
Posty: 126
Skąd: Poznanianka w Mazowieckiego
Status: Offline
|
|
Witaj
nawet nie wiem jak podejść do tego co napisałaś. Mam wrażenie,że genealogia Cię przygnębia i wpędza w jakąś depresję. Dlaczego? Dlatego że "...Ktoś jest dumny ze swych przodków, pisze o nich wspomnienia. Mnie raczej wpędza w kompleksy że tu prof. uniwersytetu (a nawet rektor), tu dr doc.hab. a ja tylko z trudem magister...."
Każdy z nas jest dumny ze swoich przodków i nie tylko dlatego,że byli biskupami,profesorami czy rektorami. Moi przodkowie to chłopi uprawiający rolę,kowal,hafciarka,ludzie którzy przeżyli po dwie wojny i tak by wymieniać i wymieniać. I wiesz co? Jestem z nich bardzo dumna! Nie z tego co mieli,a z tego kim byli. To oni w jakiś sposób ukształtowali obecnie nas i to dzieki nim jesteśmy dziś tymi co jesteśmy. Nie zazdroszczę moim przodkom tego co mieli i tym kim byli. Nie oceniam ich,bo to najgorsza rzecz którą można zrobić prowadząc genealogię. Ja tworząc moje drzewo genealogiczne opieram się na cytacie Józefa Piłsudskiego "Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku, teraźniejszości ani prawa do przyszłości.".
Szanuj i ceń swoich przodków,ale nie zazdrość im tego kim byli,a ty ledwo jesteś magistrem.
Pozdrawiam.Beata |
|
|
|
|
|
radicalman |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 08:43
|
|
Dołączył: 09-10-2007
Posty: 363
Skąd: Legnica
Status: Offline
|
|
Potwierdzam - jestem dumny ze swoich chłopów spod Biłgoraja i trochę się cieszę, że w swoich liniach nie mam np. "szlachty", która tak dobrze o Polskę zadbała z górką dwa wieku temu...
Wraz z rodzeństwem - jesteśmy pierwszym pokoleniem, które się wykształcenia wyższego nabawiło. Czy czyni nas to w jakikolwiek sposób lepszym od naszych przodków?
Nikt z nas przodków nie wybierał wiec mozemy być dumni z tego, co napotykamy w poszukiwaniach i nie ma to zadnego znaczenia czy w siódmej, pobocznej linii trafił się ekscelencja biskup, jakiś inny wielce uczony, prosty sitarz z lubelszczyzny czy kelner z Tarnopola.
Przepraszam za ton, ale zagotował mnie tekst o wypadaniu sroce spod ogona...
Radek |
|
|
|
|
|
Sawicki_Julian |
|
Temat postu: Moja przygoda z genealogią – ambiwalencja
Wysłany: 04-09-2015 - 08:44
|
|
Dołączył: 05-11-2009
Posty: 3423
Skąd: Ostrowiec Świętokrzyski
Status: Offline
|
|
Witam, przeczytałem to opowiadanie i daję duży plus za odwagę, by pisać o sobie. Moja historia jest podobna, bo i wiek podobny i szukanie na wschodzie i zabici nie tylko od komunistów, ale i ludzi mieszkających razem w dawnej Polsce na wschodzie. W mojej pracy za genealoga amatora widzę i wychodzi mi już teraz ze na marne, bo wypada ze dla nikogo to nie potrzebne i brak zainteresowania się genealogią wśród rodziny żyjącej. Ale też tak myślę, napisać wszystko to co odkryłem w dokumentach i takie skopiowane wstawić do książki jak najtańszym kosztem, czyli napisać samemu na komputerze. Z tym ze ja prowadzę historie tylko jednego nazwiska i do tego uzbierane zdjęcia w rodzinie i opisane nawet te o sto lat do tyłu. Moim zdaniem to by być dobrym genealogiem potrzeba niewiele ; cierpliwość w wysłuchani ludzi, pamięć by po latach wiedzieć co ktoś mówił, a już nie żyje i czasu dla poświecenia się tym zajęciem, sprzyja to wolny czas na emeryturze ; pozdrawiam - Julian |
|
|
|
|
|
Dmytryszyn |
|
Temat postu: Moja przygoda z genealogią – ambiwalencja
Wysłany: 04-09-2015 - 08:50
|
|
Dołączył: 26-03-2015
Posty: 387
Skąd: Ostróda
Status: Offline
|
|
Nino,
Nie miałem takiego szczęścia jak Ty. Nie był mi znany nikt, kto zajmowałby się genealogią mojej rodziny głębiej, niż na 3-4 pokolenia. Ot, my, nasze dzieci, rodzice, rodzeństwo, dziadkowie.... I ja tak zacząłem w połowie 2011 roku. W jakiś sposób wpadłem na MyHeritage i całkiem to ładnie wyglądało... Zapału starczyło mi na... miesiąc.
Dwa lata minęły zanim znów podszedłem do tematu. Pomyślałem o rodzeństwie rodziców, kuzynostwie, ich dzieciach... Znów nastąpiła przerwa... dłuższa nieco.
Krótko mówiąc, poważniej zająłem się moim drzewem wiosną tego roku. Dzięki temu portalowi oraz innym, tu dopiero poznanym, udało mi się stworzyć drzewo składające się z dziesięciu pokoleń w linii prostej. Cieszę się jak dziecko z każdego odnalezionego przodka, choć to w większości niepiśmienni "małorolni". Odwiedziłem kilka miejsc, dotknąłem np. osiemnastowiecznej chrzcielnicy, przy której mój przodek chrzcił swoje dzieci.
W moim przypadku zapalenie świeczki na cmentarzu, na którym 150 lat temu pochowano mojego przodka sprawiło mi niekłamaną radość i satysfakcję. Choć grób już pewnie kilka razy przekopano...
Jeszcze wiele odkryć przede mną. Jako pięćdziesięciolatek cierpliwie na nie poczekam. Ale już się na nie cieszę. Ocalę ich od zapomnienia. |
_________________ Pozdrawiam
Andrzej Dmytryszyn
---------------------------------
Poszukuję:
Samulski, Samul, Samuel - Cieciory, par. Turośl i Kolno, Grudusk, Ciechanów
|
|
|
|
|
MonikaNJ |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 08:54
|
|
Dołączył: 03-02-2013
Posty: 1575
Status: Offline
|
|
Witam,
doznałam uczuć ambiwalentnych po przeczytaniu Twojego postu; podobnie jak Beata nie wiem jak do tego podejść. Pewnie jestem na innym etapie życia i dlatego dla mnie genealogia to wielka przygoda z historią mojej rodziny.
Każdy uczył się historii naszego Kraju ,ale uczyć się faktów a odkryć ,że te fakty (często bardzo tragiczne) dotyczą bezpośrednio Twoich przodków to co innego. Nie można jednak od razu wpadać w depresję - oni mieli swoją rzeczywistość (teraz jest historią) a my mamy swoją (też odejdzie do historii) ; skoro jesteś i piszesz na tym forum to znaczy ,że linie (gałązki) dotyczące Ciebie bezpośrednio, poradziły sobie i przetrwały- to raczej powód do radości
Moi przodkowie to mozaika narodowości , stanów i wyznań ,nie mam (jeszcze nie wszystko odkryłam) żadnych sławnych czy wybitnych - ot szeregowi żołnierze, powstańcy, rolnicy, rzemieślnicy, matki ,ojcowie itd. ale jestem bardzo z nich dumna.
Młodzi zawsze się znajdą aby przejąć pałeczkę ,wystarczy przyjrzeć się naszemu forum ,jest tu bardzo dużo młodych ludzi (chociażby nasi redaktorzy) i w średnim wieku również a nie sami emeryci.
pozdrawiam serdecznie monika |
_________________ pozdrawiam monika
>Wanda>Feliksa>Anna>Józefa>Franciszka>Agnieszka>Helena>Agnieszka
|
|
|
|
|
Kaczmarek_Aneta |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 09:37
|
|
Dołączył: 09-02-2007
Posty: 6229
Skąd: Warszawa/Piaseczno
Status: Offline
|
|
Droga Nino,
myślę, że być może jest tak, że genealogia po prostu nie jest dla Ciebie. Twoje emocje dobitnie o tym świadczą. Genealogia to zajęcie dla pasjonatów. Ty potraktowałaś odtworzenie drzewa genealogicznego jak zadanie do wykonania (bo wypadałoby coś po sobie pozostawić potomnym, bo trzeba uporządkować papiery pozostawione przez Mamę), a to, jak sądzę, za mało. Nasza pasja to zajęcie często rozłożone w czasie, na długie lata, wymagające sporej dawki pokory, cierpliwości, czasem humoru, ale również tolerancji i spojrzenia na historię z dystansem.
Jeśli genealogia nie sprawia Ci przyjemności, nie czujesz dreszczu emocji i traktujesz ją jak obowiązek do spełnienia, nie potrafi się ona w żaden sposób odwdzięczyć, dlatego czujesz się zmęczona. Wiek nie ma tu żadnego znaczenia.
Pozdrawiam optymistycznie
I życzę dużo uśmiechu,
Aneta |
|
|
|
|
|
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 09:56
|
|
Dołączył: 10-12-2012
Posty: 1259
|
|
Witaj Nino
Wydaje mi się, że depresja o jakiej piszesz nie jest wynikiem zgłębiania dziejów Twojej rodziny, lecz raczej wynikiem zbyt głębokich rozważań filozoficznych. Mam także przed sobą nadchodzącą za miesiąc 70 rocznicę urodzin, lecz zupełnie inny stan ducha właśnie dzięki pracy nad genealogią mojej rodziny. Mnie takie rozważania nad sensem życia i straszna depresja dopadły przy okazji ukończenia 50 lat, kiedy odczułam swoją wielką samotność. Jestem jedynaczką urodzoną przez starszych rodziców, więc gdy dzieci dorosły, mama kończyła 80 lat i leżała chora obłożnie, a moje zdrowie się sypało i musiałam przejść na rentę, to świat wydawał się walić. Teraz po 20 latach wiem, że co ma się stać to stanie i nauczyłam godzić się z rzeczywistością, na którą nie mam wpływu, ale największą radością jest odnalezienie się w tak wielkiej rodzinie jaką odkryłam dzięki pracy nad genealogią mojej rodziny.
Nawet nie wyobrażasz sobie jaką radość czerpię z poznawania życia np. mojego pradziadka szewca z Głowna, który z dwóch żon spłodził 22 dzieci i większość wychował na pracowitych i porządnych ludzi. Miał swoje radości i smutki, a ja śledząc jego losy znajduję siły do życia w mojej trudnej rzeczywistości. Jak bardzo dziękuję Bogu i pradziadkowi, że mogłam Go choćby w ten sposób poznać! Także uroniłam łezkę nad losem mojej praprababki Salomei, która zmarła w wieku 29 lat zaraz po śmierci dwojga jej małych dzieci w czasie epidemii cholery w 1848 roku. Pozostał tylko mój pradziadek Józef z ojcem i dwiema przyrodnimi starszymi siostrami, które się nim bardzo opiekowały. Jestem zachwycona i dumna z tego jak piękna i wspierająca się była to rodzina, i oczywiście już znacznie mniej boli mnie teraz moja "jedynaczność".
Poznałam nie tylko dzieje mojej rodziny i jestem w trakcie opisywania w postaci monografii poszczególnych rodów, ale też dzięki tej pracy i temu forum poznałam bardzo sympatyczne osoby powiązane ze mną rodzinnie dalekimi więzami. Może Tobie wyda się to głupie, ale ja patrzę na nich z radością i miłością, tak jak na piszącą wyżej Monikę.
Siedzę w mojej genealogii już 7 lat i jeszcze wiele przede mną, ale w końcu gdzie mam się spieszyć? Co zrobię, to zrobię i tyle mojej radości, bo nikt nic mi nie narzuca!
Dodatkowym plusem tej nieobowiązującej pracy jest ćwiczenie umysłu w zakresie języka łacińskiego i rosyjskiego jakich uczyłam się ponad pół wieku temu, i to też sprawia mi dużo radości!
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę czerpania radości ze zgłębiania dziejów rodzinnych
Janina |
|
|
|
|
|
julia_jarmola |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 11:27
|
|
Dołączył: 12-02-2012
Posty: 576
Status: Offline
|
|
Nino!
Tak to już jest, każdy z nas ma swoje własne przemyślenia, zainteresowania,swoją filozofię życiową, mamy inną wrażliwość ( nie znaczy, że gorszą) - różnimy się i ...dobrze!
Genealogia, to swego rodzaju archeologia, a nie każdego ona pasjonuje - odgrzebywanie...zamierzchłej przeszłości, ale to właśnie z niej rodzi się teraźniejszość i przyszłość
Ty masz to szczęście, że łatwo Ci poszło - dwa miesiące!
Przede mną daleka droga, kresowy mur nie do pokonania, ale tak bardzo chciałabym wiedzieć więcej, że bardziej przygnębia mnie fakt, iż może niczego nie znajdę, niż to ,że szukamy pomarłych już dawno przodków i że przywołujemy cienie przeszłości.
Serdecznie pozdrawiam,
Julia. |
|
|
|
|
|
Sawicki_Julian |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 12:35
|
|
Dołączył: 05-11-2009
Posty: 3423
Skąd: Ostrowiec Świętokrzyski
Status: Offline
|
|
To dobrze że każdy chce coś dodać Ninie od siebie, ponieważ nie widzę o jakie nazwisko chodzi, dodam tu cały alfabet ludzi pozytywnie zakręconych, czyli zajmujących się zbieractwem. Są tu nawet portrety i krótkie notatki o ich życiu.
Podaję to ( 4 linki ) by ktoś sobie i dla siebie coś znalazł - Julian ;
—> [DE-1589] (4476/III) Album numizmatyczne polskie. Lit. S-Ż
—> [DE-1588] (4475/III) Album numizmatyczne polskie. Lit. M-R
—> [DE-1587] (4474/III) Album numizmatyczne polskie. Lit. G-Ł
—> [DE-1586] (4473/III) Album numizmatyczne polskie. Lit. A-F
Ps. - to jest na drugiej pozycji w tym poniżej linku, bo to powyżej widzę że nie chce się otwierać ;
http://bazy.oss.wroc.pl/kzc/view_fond.php |
|
|
|
|
|
gregorian76 |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 14:05
|
|
Dołączył: 01-06-2009
Posty: 200
Skąd: Łódź
Status: Offline
|
|
Genealogią zajmuję się w zasadzie od niedawna. Jestem młodszy od ciebie, i być może w twoim wieku bedę tak samo podchodził do tego zagadnienia. Zobaczymy za 30 lat.
Zatrważa mnie fakt takiego podejścia tu zacytuję :"nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona."
Moim zdaniem nie na tym polega genealogia.
Ja poszukuję przodków, bez znaczenia czy to jest chłop, żebrak czy szlachcic.
A jak trafiłem w swojej rodzinie na zapis, że mój przodek wypasał owce w XVIII to cieszyłem się jak przysłowiowe dziecko.
Poznawałem zwyczaje owczarzy, ich życie, przesądy itp.
Trzeba wziąść pod uwagę, nie status i zawód czyni cię człowiekiem lecz to jakim jesteś dla siebie, znajomych i rodziny.
Interesują mnie losy każdej z tych osób.
I nie ma co "płakać" gdy twojego przodka torturowali.
Sam poszukuję zaginionych w wojnie, a niektórzy przeżyli obóz więc ...tylko możemy domyslać się co czuły te osoby.
Zachowaj to w pamięci i przekaż potomnym, że tak było kiedyś. |
_________________ Grzegorz
https://dgmojejrodziny.blogspot.com/
|
|
|
|
|
mariazgora |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 15:26
|
|
Dołączył: 07-02-2014
Posty: 164
Status: Offline
|
|
Może ja też dorzucę kilka słów na temat swoich odczuć jakich doznawałam przy pierwszych zetknięciach z niektórymi aktami kiedy rozpoczęłam poszukiwania genealogiczne na początku ubiegłego roku.
Jestem chyba trochę młodsza od Niny i to może ma znaczenie, że mój system nerwowy jest więc jeszcze trochę mocniejszy, to akty zgonu zmarłych z rodziny nie robiły na mnie tak bardzo przygnębiającego wrażenia. Jakoś rozumnie podchodziłam do nich, że taka jest kolej rzeczy, że żyli wcześniej, to i umierali wcześniej.
Spotkało mnie natomiast coś innego kiedy szukałam moich przodków w aktach zgonów, akt po akcie, w małej parafii w Sandomierskiem. Zobaczyłam w nich z przerażeniem, że co kilka aktów dotyczą one śmierci noworodków i kilkumiesięcznych niemowląt oraz kilkuletnich czy kilkunastoletnich dzieci . Taka wielka ilość śmierci dzieci i wyobrażenie sobie rozpaczy ich matek i ojców, wprawiło mnie w tak ogromną boleść i żal, że nie mogłam powstrzymać się od wstrząsającego spazmami płaczu.
Rozpaczałam, że musieli żyć w tak podłych czasach, w takiej biedzie, że pewno i z zimna i z głodu dochodziło do takich tragedii. Zauważyłam bowiem, że najwięcej dzieci i niemowląt umierało tam w zimie i na przednówku. Na pewno tak źle nie było z umieraniem dzieci w większych miastach i w Warszawie. Ale nawet jeśli w tej wiejskiej parafii nie było zmarłych dzieci moich przodków, to nie potrafiłam opanować łez wzruszenia nad położęniem wszystkich wiejskich ludzi i losem ich dzieci w XIX wieku.
Do pozytywnych wzruszeń natomiast mogę zaliczyć moment, gdy na pierwszym znalezionym akcie z 1880 r. w Warszawie zobaczyłam piękny podpis mojego pradziadka, którego znałam tylko z portretu. Ten podpis na akcie z jego ślubu był jednak czymś innym, był tym co namacalnie było jego. No i zaskoczenie, że urodzony w 1854r. w tej biednej sandomierskiej parafii, tu w Warszawie umiał pisać i w dodatku bardzo ładnym, wyrobionym charakterem pisma. A jak się żenił był tylko zwykłym ślusarzem.
Tyle moich doświadczeń z początków genealogii w mojej rodzinie.
Pozdrawiam Ninę i wszystkich piszących w tym wątku
Maria |
|
|
|
|
|
Sroczyński_Włodzimierz |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 15:47
|
|
Dołączył: 09-10-2008
Posty: 33514
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
tylko odnośnie fragmentu:
" Na pewno tak źle nie było z umieraniem dzieci w większych miastach i w Warszawie. "
wręcz odwrotnie (domyślam się, że chodzi mniej więcej o połowę XIX wieku)
umieralność niemowląt i małych dzieci w miastach (w tym w Warszawie, szczególnie w starszej części miasta) była wyższa
nie tylko w czasie epidemii (co z uwagi na zagęszczenie chyba w miarę oczywiste)
tego w ASC nie ma, ale "mniej więcej wtedy" z miast dla zdrowia, a kto mógł to i matkę (szczególnie przy pierwszym dziecku) przed porodem i na okres połogu "na wieś" wysyłał... wyjazdy lecznice "do wód" (ale też "do lasów" "do Zakopanego" etc to też - mniej więcej - ten sam czas)..podobnie (choć to nie argument mocny, bo trzebaby z innych czynników oczyścić) statystyki przeżywalności dzieci w szpitalach/ochronkach vs wysłanych na odchowanie na wieś
z moich pobieżnych obserwacji (nie tylko na próbce swojej rodziny) - większa szansa przeżycia do 4.-6. roku życia na wsi w znacznie biedniejszej rodzinie niż w mieście w zamożniejszej..jakby tak próbować prawidłowość to bliżej "imigranci do dużych miast za majątek decydowali się - chyba często świadomie - na większe ryzyko śmierci własnych dzieci
oczywiście "wieś"/"miasto" to nie zawsze to samo, ale Sandomierz..to nie najbiedniejsza okolica:) |
_________________ Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
|
|
|
|
|
MonikaNJ |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 16:01
|
|
Dołączył: 03-02-2013
Posty: 1575
Status: Offline
|
|
a kto mógł to i matkę (szczególnie przy pierwszym dziecku) przed porodem i na okres połogu "na wieś" wysyłał...
coś w tym jest , w mojej rodzinie osiadłej Warszawie - trzy kolejne pokolenia kobiet jeździły rodzić dzieci do sióstr, ciotek na wsi
( XIX- XX wiek) . Ale to tak na marginesie bo nie w temacie głównym wątku.
pozdrawiam monika |
_________________ pozdrawiam monika
>Wanda>Feliksa>Anna>Józefa>Franciszka>Agnieszka>Helena>Agnieszka
|
|
|
|
|
Sroczyński_Włodzimierz |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 16:09
|
|
Dołączył: 09-10-2008
Posty: 33514
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Moniko: a to z tradycji czy bezpośrednio z dokumentów?
Dopytuję, bo choć trudno to udowodnić, to przypadki
"zgłoszenie w Warszawie i podane miejsce urodzenia Warszawa - chrzest już autentycznie w Warszawie" choć urodzenie faktycznie (ponoć - z tradycji) poza, nierzadkie.
Ty spotkałaś "w papierach" w XIX w. "urodzony/a w [poza Warszawą]" wprost, choć rodzina przed porodem w Warszawie i później też? raz tak, raz inaczej...masz jakieś dane dane?:) |
_________________ Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|