|
|
|
Autor |
Wiadomość |
MonikaNJ |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 16:41
|
|
Dołączył: 03-02-2013
Posty: 1576
Status: Offline
|
|
Włodku,
więcej z tradycji niż z dokumentów , choć zamieszkanie w Warszawie udokumentowane. Moja praprababka dwie córki urodziła tam gdzie aktualnie pracował jej mąż (był leśnikiem w jakimś warszawskim przedsiębiorstwie) a trzecią pomimo zamieszkania w Warszawie urodziła u siostry w leśniczówce, jej córka a moja prababka choć z mężem mieszkali w Warszawie czworo z sześciorga dzieci urodziła u tej samej ciotki w leśniczówce ,dwoje najmłodszych urodzonych w Warszawie zmarło w wieku dziecięcym, moja babcia pierwsze dziecko urodziła w Warszawie -zmarło i następnych dwoje jeździła rodzić do już wspomnianej leśniczówki. Podobnie uczyniła jej siostra. W dokumentach chrztów jest napisane ,że były tam zamieszkałe(leśniczówka) ale to nie była prawda. Jakiś zgłoszeń w Warszawie dokonano ,nie wiem jednak czy uda mi się odnaleźć te dokumenty. W archiwum rodzinnym niewiele zostało z powodu Powstania.
pozdrawiam monika |
_________________ pozdrawiam monika
>Wanda>Feliksa>Anna>Józefa>Franciszka>Agnieszka>Helena>Agnieszka
|
|
|
|
|
Joanna_Lewicka |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-09-2015 - 17:30
|
|
Dołączył: 23-09-2012
Posty: 653
Skąd: Poznań
Status: Offline
|
|
Moi przodkowie to w większości dwie grupy: jedni "chodzili po dzierżawach", a więc mieszkali na wsiach, folwarkach, w dworkach. Druga część - to warszawscy urzędnicy. Otóż już dawno zauważyłam wyraźną różnicę, jeśli chodzi o życie ich dzieci. Przykład: jeden z rodzonych braci wiódł życie dzierżawcy, a drugi pracował w urzędzie w Warszawie. Status społeczny i poziom ich wykształcenia był porównywalny, geny też podobne , a jednak w mieście większość ze sporej gromadki dzieci umarła w ciągu pierwszych kilku lat, a ich kuzyni we dworze chowali się zdrowo. Podobnych przykładów mam kilka w rodzinie. Nawet, znajdując kolejne metryki zgonów w warszawskich parafiach, czułam pewien żal do własnego pra..., że nie powywoził dzieci z brudnej zapewne i nawiedzanej przez cholerę Warszawy w jakieś zdrowsze miejsce, choćby do wiejskich kuzynów.
Pozdrawiam -
Joanna
Moje powyższe uwagi oczywiście - podobnie jak Włodka - odnoszą się tylko do sprawy umierania dzieci w mieście, nie mają nic wspólnego z tytułowymi wywodami Niny.
Joanna |
Ostatnio zmieniony przez Joanna_Lewicka dnia 07-09-2015 - 17:36, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
Niewiadomski_Robert |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 04-09-2015 - 19:25
|
|
Dołączył: 06-05-2013
Posty: 600
Skąd: New York City
Status: Offline
|
|
Nina2 napisał:
nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona.
Droga Nino,
Nie chcialbym deprecjonowac Twojego samopoczucia wzbudzanego przez genealogia, ale trudno jednak nie zauwazyc, ze wielu ludzi ma duzo powazniejsze zyciowe powody do smutku i depresjii... Poza tym, czy nie sadzisz, ze wyrazenia w stylu "nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona" sa dzis kuriozalne i w zlym smaku? Czy to tak przystoi kulturalnemu "magistrowi"? Pozdrawiam, Robert |
Ostatnio zmieniony przez Niewiadomski_Robert dnia 05-09-2015 - 09:04, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
iwomi |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 04-09-2015 - 19:59
|
|
Dołączył: 01-10-2014
Posty: 127
Status: Offline
|
|
Witam!
Pamiętam jak znalazłam akt zgonu czlonka rodziny, gdzie zapisano, że był ubogim żebrakiem. Byłam wzruszona i przygnębiona, że być może nigdy się nie dowiem dlaczego żył w taki sposób, co było powodem. Ani przez sekunde nie czułam zażenowania, rozczarowania. Nie osądzam i nie porównuje do siebie. Czy to że był żebrakiem tzn, byl złym człowiekiem? mniej szczęśliwym ode mnie? a nawet jeżeli był złym człowiekiem czy mam prawo oceniać? No chyba nie. Łączą nas więzy krwi i to dla mnie najważniejsze. Pozdrawiam Iwona |
|
|
|
|
|
Slawinski_Jerzy |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 05-09-2015 - 00:55
|
|
Dołączył: 22-02-2012
Posty: 904
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Niewiadomski_Robert napisał:
Nina2 napisał:
nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona.
Droga Nino,
Nie chcialbym deprecjonowac Twojego samopoczucia wzbudzanego przez genealogia, ale trudno jednak nie zauwazyc, ze wielu ludzi ma duzo powazniejsze zyciowe powody do smutku i depresjii... Poza tym, czy nie sadzisz, ze wyrazenia w stylu "nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona" sa dzis kuriozalne i w slym smaku? Czy to tak przystoi kulturalnemu "magistrowi"? Pozdrawiam, Robert
Całkowicie popieram. Przyznam, że poczułem się nieco urażony tym stwierdzeniem (podobnie jak na pewno część innych forowiczów, bo nie odnalazłem wśród swoich przodków żadnego biskupa ani rektora) i odechciało mi się dalszej lektury wywodu Niny. Bardzo niefortunne to i rzekłbym nawet neco niegrzeczne sforumowanie. Radziłbym ze swej strony nieco zweryfikować swe podejście do genealogii, bo z takiego jak to wyżej zacytowane, to rodzą się tylko genealogiczne "kompleksy" i "patologie", a przyjemność szukania rzeczywiście może zamienić się w gehennę.
pozdrawiam serdecznie
Jerzy |
|
|
|
|
|
bielecki |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 05-09-2015 - 07:31
|
|
Dołączył: 18-10-2007
Posty: 507
Status: Offline
|
|
Nie przesadzajmy, jak się czyta całość tekstu to widać tu lekką autoironię, a styl autorki mimo iż "tylko" magistra czyta się się ciekawie i brzmi klarownie co nie każdy potrafi niezależnie od tego czy za przodków ma niepiśmiennych chłopów, biskupów(?) czy rektorów.
Łukasz
Slawinski_Jerzy napisał:
Niewiadomski_Robert napisał:
Nina2 napisał:
nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona.
Droga Nino,
Nie chcialbym deprecjonowac Twojego samopoczucia wzbudzanego przez genealogia, ale trudno jednak nie zauwazyc, ze wielu ludzi ma duzo powazniejsze zyciowe powody do smutku i depresjii... Poza tym, czy nie sadzisz, ze wyrazenia w stylu "nie jest tak źle, nie wypadliśmy sroce spod ogona" sa dzis kuriozalne i w slym smaku? Czy to tak przystoi kulturalnemu "magistrowi"? Pozdrawiam, Robert
Całkowicie popieram. Przyznam, że poczułem się nieco urażony tym stwierdzeniem (podobnie jak na pewno część innych forowiczów, bo nie odnalazłem wśród swoich przodków żadnego biskupa ani rektora) i odechciało mi się dalszej lektury wywodu Niny. Bardzo niefortunne to i rzekłbym nawet neco niegrzeczne sforumowanie. Radziłbym ze swej strony nieco zweryfikować swe podejście do genealogii, bo z takiego jak to wyżej zacytowane, to rodzą się tylko genealogiczne "kompleksy" i "patologie", a przyjemność szukania rzeczywiście może zamienić się w gehennę.
pozdrawiam serdecznie
Jerzy
|
|
|
|
|
|
Łucja |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 05-09-2015 - 08:43
|
|
Dołączył: 05-05-2007
Posty: 1825
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Nina deklaruje, że się genealogią nie zajmuje, zajęła się na chwilę, przypadkiem. Otóż wśród osób nie zajmujących się genealogią panuje przekonanie, że zajęcie to polega na poszukiwaniu znamienitych przodków. Tak to widzą, ja kiedyś zadzwoniłam do pisarza, no autora, który ma nazwisko jak ja w drzewie i zapytałam o genealogię, natychmiast odpowiedział, że może on to bardzo sławny nie jest, ale wskazał mi innego człowieka o tym nazwisku, który jest obecnie sławny. Wyraźnie tak rozumiał genealogię, że to poszukiwanie znamienitych osób z którymi możemy być spokrewnieni. On akurat pisze książki o znanych ludziach, może dlatego.
I Nina w zgrabnym tekście tylko oddała tę ideę, tyle, nic więcej, żadnych podtekstów nie należy się tam doszukiwać. Jasne, że genealogia to co innego, ale jak ktoś w to nie wchodzi, nie musi o tym wiedzieć. Czasami dobrze przeczytać jak nas widzą.
Łucja |
_________________ Dziennik genealogiczny
|
|
|
|
|
Sawicki_Julian |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 05-09-2015 - 10:44
|
|
Dołączył: 05-11-2009
Posty: 3423
Skąd: Ostrowiec Świętokrzyski
Status: Offline
|
|
Podzielam zdanie Łucji która ze spokojem podchodzi do tematu i najbardziej rozumie genealogię jako mądra kobieta. Pamiętam kiedy było tu tak ze przez sito przesiewali, kto może zostać na forum przydatny, to była to Łucja tylko sama i pisała, czuje się jak na pustyni. Dodam od siebie, co znaczy np. nie jest źle, ano jest dobrze, bo metryki są w domu na kompie. I drugie, co znaczy, przecież nie wyleciał sroce z pod ogona, po mojemu to łagodne staropolskie określenie, w poszukiwaniu na Dzikich Polach, teraz zwie się Ukraina to jest biała plama, podejrzewam ze tam nie ma nic, bo kościoły i metryki poszły z dymem. Droga Nino, pewnie znasz swoją wartość i nie pisałaś tu nam dyktanda z historii, by ktoś śmiał źle to oceniać. Jak ktoś uważa ze nie tak powinnno się pisać genealogię swojej rodziny, niech pokaże lepiej napisaną swoją i to ocenimy, nic trudnego - Julian |
|
|
|
|
|
msmkg |
|
Temat postu: Re: Moja przygoda z genealogią - ambiwalencja
Wysłany: 05-09-2015 - 13:29
|
|
Dołączył: 13-04-2015
Posty: 108
Status: Offline
|
|
Witam,
Nino zrobiłaś wiele, ale w Twoim wątku nie ma radości lecz pesymizm.
Napisałaś:
„ a ja z trudem tylko magister”- aż magister? Czy w genealogi szukałaś statusów społecznych czy człowieka?
„ jakaś nekrofilia”- koniec dla wszystkich jednaki.
„ bo w przyszłości nic miłego nas nie czeka? - tutaj bym się z Tobą nie zgodziła. Ciało może stare, ale dusza młoda
„ ale zajmowanie się moją genealogią mnie szalenie przygnębia”- jak rozumiem nie znalazłaś w niej tego co spodziewałaś się znależć.
Trzeba spojrzeć na genealogię pod kątem nieodwracalnej przemijalności życia, zaakceptować ją i spojrzeć na człowieka sprzed wieków przede wszystkim z perspektywy -samego siebie.
Poszukiwanie swoich przodków powinno wnosić w nasze życie radość i szczęście z przywracania pamięci tych, o których zapomniano. Jeżeli przynosi smutek i przygnębienie – lepiej zostawić ją innym. Rozumiem Twoją decyzję.
Pozdrawiam,
Mirka |
|
|
|
|
|
Czerkawska_Ewa |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-09-2015 - 10:06
|
|
Dołączył: 25-07-2013
Posty: 497
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Joanna_Lewicka napisał:
Nawet, znajdując kolejne metryki zgonów w warszawskich parafiach, czułam pewien żal do własnego pra..., że nie powywoził dzieci z brudnej zapewne i nawiedzanej przez cholerę Warszawy w jakieś zdrowsze miejsce, choćby do wiejskich kuzynów.
Pozdrawiam -
Joanna
To odpowiedź na pytanie, które zadają sobie członkowie mojej rodziny od lat: Dlaczego prapradziadek po awansie na urzędnika kolei w Warszawie wyjechał na Lubelszczyznę zamiast pozostać w Warszawie ?
Mój prapradziadek Ludwik Michał Kiełkiewicz przeniósł się z Białej Rawskiej do Warszawy na Szmulki około 1876 roku, bo tam otrzymał pracę jako urzędnik na kolei. Niestety wtedy panowała w Warszawie cholera i 2 małych dzieci zmarło. Prapradziadek wyjechał na Lubelszczyznę do pracy przy kolei nadwiślańskiej. Kolejne dzieci rodziły się na Lubelszczyźnie i zdrowo chowały.
Konsekwencje jego decyzji odczuły też kolejne pokolenia. Więcej członków mojej rodziny przetrwało wojnę na Lubelszczyźnie niż w Warszawie.
Pozdrawiam,
Ewa |
|
|
|
|
|
Wszeborowski_Tomasz |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-09-2015 - 10:15
|
|
Dołączył: 10-02-2010
Posty: 59
Status: Offline
|
|
Rozumiem, że nie wszystkich tematy związane z przodkami muszą pasjonować, ale żeby przygnębiać?
Dla mnie to jest hobby podobne do rozwiązywania krzyżówek, łamigłówek czy sudoku. Na podstawie różnych informacji (często sprzecznych) próbujemy poukładać wszystko w logiczną całość. A każda rozwikłana tajemnica prowadzi do kolejnej. Także nasza zabawa nigdy się nie skończy, bo zawsze jest nadzieja na odszukanie informacji o kolejnym pokoleniu przodków.
I przy okazji jak zwiększa się nasza wiedza na temat historii Polski, co by mnie na przykład kiedyś interesowała kolonizacja Mazowsza przez księcia Janusza? A teraz jak wyobrażam sobie rodziny rycerzy otrzymujących nadania najczęściej w wyludnionych okolicach pełnych puszcz oraz bagien i zakładających podwaliny przyszłych wsi drobnoszlacheckich, to jestem dla nich pełen podziwu i uznania. I żałuję tylko, że tak wiele cennych dokumentów zostało bezpowrotnie utraconych, przez co dokładne powiązania między tymi rodami giną w pomroce dziejów. |
|
|
|
|
|
msmkg |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-09-2015 - 14:26
|
|
Dołączył: 13-04-2015
Posty: 108
Status: Offline
|
|
Wszeborowski_Tomasz napisał:
Dla mnie to jest hobby podobne do rozwiązywania krzyżówek, łamigłówek czy sudoku. Na podstawie różnych informacji (często sprzecznych) próbujemy poukładać wszystko w logiczną całość. A każda rozwikłana tajemnica prowadzi do kolejnej. Także nasza zabawa nigdy się nie skończy, bo zawsze jest nadzieja na odszukanie informacji o kolejnym pokoleniu przodków.
Pan Tomasz poruszył niezmiernie ważny element poszukiwań genealogicznych, a mianowicie tajemnice naszych rodzin. Zgadzam się,że tajemnica rodzi tajemnicę i wpadamy jak ja to nazywam w" błędne koło historii" Tłumaczę sobie to w ten sposób , że odnajdujemy tajemnicę w nieodpowiednim miejscu i czasie. Prawda jest jedna a dróg do niej wiele. I tak błądzimy, aż nie znajdziemy tej właściwej drogi.
Kiedy odnalazłam w rodzinie pewne przykre zdarzenie z niedalekiej przeszłości, o którym zapomniano, nad moją głową rozpętała się burza, że wyciągam z przeszłości "brudy", które powinny umrzeć razem ze sprawcą zdarzenia. Stwierdzono,że osoby już i tak nie żyją, wobec tego moje " znalezisko" i tak już nic nie zmieni.
Wobec tego mam pytanie do szanownych forumowiczów:
Czy przykre dla rodziny zdarzenie lub osoby należy zostawić w zapomnieniu obarczając swoją świadomość, czy jednak powinno ono ujrzeć światło dzienne- opisując je w historii rodziny?
Mirka |
|
|
|
|
|
|
Temat postu:
Wysłany: 06-09-2015 - 15:04
|
|
Dołączył: 10-12-2012
Posty: 1259
|
|
Witaj Mirko
Zapewne każdy podchodzi do sprawy indywidualnie i tak również Ty rozstrzygniesz dylemat, ale ja podobnie jak Tomasz chcę usilnie rozwiązać zagadki związane z moją rodziną ze strony ojca i matki bez względu na to czego dotyczą. Jest wiele niewygodnych faktów na jakie trafiłam i wiele bardzo chwalebnych, więc mam zamiar trzymać się wiernie historii niczego nie ubarwiając. Nie wydaję sądów na temat tego co było i nie zamierzam ulec presji jakiejkolwiek rodziny. Postaram się przedstawić dzieje mojej rodziny na tle historii Polski, co już samo w sobie może być wyjaśnieniem dla pewnych okoliczności.
Dla mnie podobnie jak dla Tomasza, ta praca jest fascynująca nawet bardziej niż rozwiązywanie szarad i sudoku, więc czuję się czasem jak kryminolog składający z okruchów obraz danego zdarzenia.
Oczywiście należy zachować tę 100 letnią karencję i nie opisywać "brudów" mówiących o osobach żyjących lub bezpośrednich potomkach, bo to byłoby niekulturalne i dla nich bolesne.
Wydaje mi się, że właśnie po to przeprowadzamy badania dziejów rodzinnych my mieć świadomość prawdy w jak największym wymiarze, a nie bajek jakie nam opowiadano.
Pozdrawiam serdecznie
Janina |
|
|
|
|
|
msmkg |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-09-2015 - 16:44
|
|
Dołączył: 13-04-2015
Posty: 108
Status: Offline
|
|
Witaj Janino,
Genealogia to nie tylko suche fakty, daty, liczby i nazwiska, ale także trudne dylematy moralne, które musimy podejmować bardzo często w osamotnieniu.
Dziękuję Janino,że delikatnie i z wielką życiową mądrością podpowiedziałaś mi jak mogę taki dylemat rozwiązać.
Pozdrawiam,
Mirka |
|
|
|
|
|
TJerzy |
|
Temat postu:
Wysłany: 06-09-2015 - 18:31
|
|
Dołączył: 03-09-2015
Posty: 32
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Forum miłe, ludzie na nim życzliwi, uczynni, kompetentni. Dziękuję i pozdrawiam Was wszystkich. Wielu rzeczy się tu dowiedziałam – ale zajmowanie się moją genealogią mnie szalenie przygnębia.
Tak napisała Nina 2.
Nie przewidziała jednak, że są także między nimi mało tolerancyjni. Dlaczego tak się dzieje? Czy każdy musi się pasjonować genealogią i być dumnu z przodków, choć to nie jego zasługa ? Nina mogłaby być dumna ze swoich a nie jest. Ma do tego prawo i ja ją rozumiem. Jest kobietą inteligentną i skłonną do głębszych przemyśleń.Trochę zgorzkniałą. Wiek i choroba powodują,że osoby bardziej wrażliwe są mniej odporne na codzienne stresy. Mnie genealogia pomogła oderwać się od smutnej rzeczywistości. Ninę przygnębia. Badźmy bardziej tolerancyjni. Jedno, może trochę niepotrzebne, zdanie nie dyskwalifikuje osoby i tekstu, który jest napisany bardzo sprawnie i z lekką ironią.
@ Łukasz, podzielam Twoją opinię.
Nino 2, odezwij się na Forum ale nie po to, żeby się tłumaczyć.
Masz pewnie różne przemyślenia a piszesz świetnie. Chętnie poczytamy.
Pozdrawiam.Jurek. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|