|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Zubrzak |
|
Temat postu: Historia rodzinna
Wysłany: 28-12-2008 - 16:58
|
|
Dołączył: 03-11-2007
Posty: 195
Skąd: Sosnowiec
Status: Offline
|
|
Witam
Na fali ostatnich wspaniałych artykułów panów Pieniążka i Mączka postanowiłem opisać dzieje mojej praprababci Heleny Gzel z domu Piotrowskiej. Wszelkie dane na jej temat ma od jej 86- letniej wnuczki również Heleny. Nie była ona z pewnością osobą kryształowego charakteru. W życiu popełniła z pewnością wiele błędów. Choć z pewnością nie można powiedzieć, że miała je mało ciekawe. Oceńcie jednak sami.
Helena pochodziła z Odrowąża niedaleko Stąporkowa w dzisiejszym województwie świętokrzyskim. Urodziła się w roku 1877r. a więc w czasie kiedy niewielu Polaków marzyło, że doczeka czasów odzyskania niepodległości przez Polskę. W 1897r. w Czarnej koło Stąporkowa wzięła ślub z Antonim Gzelem.
Mąż został wkrótce szeregowym bojownikiem PPS (żeby było ciekawej jego rodzony brat miał być podoficerem stacjonującym w ukraińskiej Odessie). Zajmował się on m.in. z ramienia Organizacji Bojowej walką z przedstawicielami armii carskiej. Gdyby udało mu się dożyć wolnej Polski z pewnością został by bohaterem. Przez Rosjan był traktowany i tutaj trudno się dziwić jak terrorysta. W celu zmylenia śladów i nie chcąc zbytnio narażać rodziny Antoni często zmieniał miejsce pobytu przemieszczając się z guberni do guberni. Nie przeszkodziło to dochować się Antoniemu licznej rodziny (czterech córek i syna).
Władze carskie nie mogąc, mimo usilnych prób złapać Antoniego, postanowiły zmusić go do ujawnienia się aresztując jego żoną Helenę. Antoni miał nadzieję, że jeśli się zgłosi to Helena wyjdzie na wolność. Niestety władze carskie nie poszły na żaden kompromis i po krótkiej rozprawie skazały Antoniego na śmierć przez rozstrzelanie na stokach cytadeli (tutaj w rodzinie funkcjonują dwie wersje albo to się stało w Piotrkowie Trybunalskim albo w Warszawie). Stało się to najprawdopodobniej w 1908r. kiedy najstarsza córka Józefa (moja prababcia) miała 11 lat a najmłodszy syn Stanisław niespełna rok.
Helena została zesłana do Kazachstanu. Dzieci przekazała na wychowanie swoim rodzicom w Stąporkowie. Córki Felicji miała już więcej nie zobaczyć, gdyż nie długo potem zmarła na tyfus.
Z Kazachstanu do Polski, wróciła dopiero po kilku latach najprawdopodobniej w 1923r. Podczas drogi powrotnej (?) przebywała m.in. w Moskwie, gdzie poznała człowieka o nazwisku Kurso, który wspomógł ją finansowo. Jeszcze zresztą w Moskwie narodził się im syn Bolesław. Wróciła z nim do kraju. Tutaj spotkała ją niemiła niespodzianka, gdyż okazało się, że Kurso ma w prawdzie w Lubojni pod Częstochową spory majątek, ale także żonę i dzieci. Pomimo nowych okoliczności Helena nie zerwała z nim znajomości.
Pomimo powrotu do kraju nie zajęła się dziećmi z małżeństwa z Antonim Gzelem (najmłodszy Stanisław miał w tym momencie piętnaście lat), choć utrzymywała z nimi kontakty. Również syna Bolesława zostawiła pod opieką przyjaciela z zesłania (ojca) Kursa, zaś sama wyjechała do Wieliczki, gdzie podjęła pracę jako opiekunka obłożnie chorej starszej osoby.
Na wieść o śmierci żony Kursa, nie przejmując się głosami oburzenia, przyjechała do Lubojny, by zamieszkać z miłością swojego życia. Kochankowie nie zdecydowali się na ślub. Cały majątek odziedziczony po śmierci Kursy przekazała wyłącznie synowi Bolesławowi. Miała być osobą twardo stąpającą po ziemi. Dzisiaj w Polsce żyje przeszło 50 osób, które są jej potomkami.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem tą opowieścią.
Pozdrawiam Przemysław Zubrycki |
|
|
|
|
|
Kaczmarek_Aneta |
|
Temat postu:
Wysłany: 29-12-2008 - 17:18
|
|
Dołączył: 09-02-2007
Posty: 6228
Skąd: Warszawa/Piaseczno
Status: Offline
|
|
Witaj,
takie opowieści z przeszłości zawsze są ciekawe, jeżeli interesująco zostały przedstawione. Twoja historia mnie zaciekawiła, ale wyrzuciłabym z niej fragment dotyczący oceny prababki.
Myślę, że to, czy przodek miał kryształowy (czy w innym odcieniu) charakter – nie nam jest oceniać, gdyż nie znamy wszystkich faktów z jego/jej życia i doprawdy trudno jest z perspektywy lat a czasem i wieków z takim przekonaniem i pewnością formułować podobne komentarze. Przynajmniej ja nie odważyłabym się tego robić, a co najwyżej przyjęłabym hipotetyczne założenie.
Serdecznie pozdrawiam,
Aneta |
|
|
|
|
|
DanutaP |
|
Temat postu:
Wysłany: 29-12-2008 - 20:34
|
|
Dołączył: 25-12-2007
Posty: 186
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Witaj
Bardzo ciekawa opowieść.
Ale odbiegnę trochę od tematu. Zauważyłam, że Twój pradziadek Antoni był działaczem PPS. Na Forgenie w dziale wymiana doświadczeń w temacie działacze PPS w przedwojennej Warszawie, opisałam w skrócie jakie materiały można znaleźć w Archiwum Akt Nowych na temat działaczy PPS-u. Przeczytaj ten wątek, może przyda się w uzupełnieniu faktów z życia pradziadka.
pozdrawiam
Danka |
|
|
|
|
|
Zubrzak |
|
Temat postu:
Wysłany: 30-12-2008 - 06:00
|
|
Dołączył: 03-11-2007
Posty: 195
Skąd: Sosnowiec
Status: Offline
|
|
Witam
Dziękuję bardzo za uwagi. Aneto właściwie to masz całkowitą rację, choć nie ukrywam, że w tym wypadku wszystko łącznie właśnie z taką a nie inną oceną pochodzi ust tej 86-letniej ciotki Heleny. Co do członkostwa w warszawskim PPS-ie to jest pewien problem, gdyż z tego co wiem Antoni Gzel działał głównie w okolicach Końskich, Stąporkowa, Skarżyska i Częstochowy. Co do Warszawy to jest jedno z dwóch miejsc na które wskazała rodzina w którym został mój przodek stracony. W obu wypadkach powtarza się słowo :Cytadela. W Piotrkowie takiej nie znalazłem, stąd wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że Antoni dokonał żywota właśnie w Warszawie. Nie mniej dzięki wielkie za bardzo pożyteczny link.
Pozdrawiam Przemek |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|