|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Rogowski_Oskar |
|
Temat postu: Genealogia jako pasja
Wysłany: 02-06-2024 - 10:01
|
|
Dołączył: 06-10-2023
Posty: 34
Status: Offline
|
|
Witam Państwa, jak sam tytuł mówi, genealogia jako pasja... stąd takie luźne pytanie. Co miało wpływ na Państwa, że zaczęliście poszukiwać przodków? i jak długo to trwa? Osobiście genealogią zajmuję się od 3 lat. Zacząłem w wieku 19 lat i jest to naprawdę fajna przygoda. Pozdrawiam |
|
|
|
|
|
Sroczyński_Włodzimierz |
|
Temat postu: Genealogia jako pasja
Wysłany: 02-06-2024 - 10:18
|
|
Dołączył: 09-10-2008
Posty: 33700
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Kontrowersja, różnica zdań żyjących członków rodziny co do imienia jednego z przodków, możliwości udokumentowania tego.
Tj jako nastolatek byłem milczącym świadkiem spokojnej wymiany zdań pokolenia +1 jak miał na imię wspólny pradziadek lub prapradziadek (zmarły XIX wiek), oba stanowiska były prawie pewne swojej racji, opierały się na przekazach ustnych i były raczej pewne (bez argumentów), że nie ma dokumentów i nie da się tego ustalić.
Pozostałe informacje (zajęcie, dzieci, mniej więcej miejsca zamieszkania etc) może nie były pewne, ale zbieżność duża. Imię - bardzo duża różnica. Doszli do wniosku, że "może to był jednak ojciec". A prawda nie leży pośrodku, a tam gdzie leży - takie uzgodnienia w imię " rozejdźmy się w przekonaniu, że każdy ma rację, tylko trzeba jakiś scenariusz wymyślić, który to potwierdzi" bardzo mnie (licealistę zdziwił.
Jak i przekonanie "wszystko się spaliło, nie ma gdzie szukać". To przekonanie wzmocnione odpowiedziami z urzędów "nie odnaleziono" z innych spraw ( odpowiedzi z lat 70-80 XX wieku).
Czyli trochę "pasja" w kierunku pierwotnego znaczenia - "gniewu", że się nie da i że trzeba wymyślać historię, by pogodzić osoby o różnych zdaniach, furda tam prawda.
Tzn tak to pamiętam, mogło być inaczej:)
No i teraz z załzawionymi oczami od niedzielnego poranka przeszukuję kopie w poszukiwaniu jakiejś bocznej linii potomków wspólnych przodków o popularnym nazwisku, choć w sumie mnie to średnio interesuje. Nie mam i nie miałem "ambicji" ciągnięcia w dół, szukania wszystkich (tym bardziej żyjących) wszystkich potomków wspólnych przodków, ale te migracje są, kurcze, ciekawe. |
_________________ Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
|
|
|
|
|
sbasiacz |
|
Temat postu: Genealogia jako pasja
Wysłany: 02-06-2024 - 11:03
|
|
Dołączył: 11-02-2015
Posty: 2398
Skąd: Warszawa i okolice
Status: Offline
|
|
Nie wiem co mnie skłoniło, może jakiś tajemny wpływ przodków, co odnajdę jakąś osobę spokrewnioną, to okazuje się, że jest to związane z rocznicą jej urodzenia , śmierci albo małżeństwa
Zaciekawiło mnie nazwisko babci mojego męża, oryginalne, występujące w Wiki i się zaczęło i dalej trwa.
Później postanowiłam sprawdzić moich przodków (znałam imię prapradziadka z przekazów ojca) no i okazało się, że moja genealogia (może nie ma tych nazwisk w Wikipedii) jest też wciągająca, doszłam do tego, że moi przodkowie pochodzili z Francji i szeroko rozumianych Niemiec |
_________________ pozdrawiam
BasiaS
|
|
|
|
|
elżbieta |
|
Temat postu: Genealogia jako pasja
Wysłany: 02-06-2024 - 11:23
|
|
Dołączył: 10-05-2007
Posty: 228
Skąd: Szczecin
Status: Offline
|
|
Gdy przeszłam na emeryturę nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Najpierw postanowiłam zaznajomić się z komputerem, a następnie z internetem. Jako samouk trochę to trwało. Przeglądając różne strony trafiłam na Genealodzy.pl. Temat mnie zainteresował i zaczęłam go śledzić. Wiedziałam że moi Dziadkowie mieszkali i pomarli w Warszawie, ale nie wiedziałam kiedy i skąd przybyli do Stolicy. Powolutku, powolutku posuwając się do tyłu (i dzięki pomocy kolegów genealogów) zdobyłam wiedzę nie tylko o moich Dziadkach i Babciach ale i o ich przodkach nawet do początku XVIII wieku. Jeszcze mi trochę informacji brakuje. Genealogia uczy cierpliwości.
Z pozdrowieniami Elżbieta |
|
|
|
|
|
Małgorzata_Kulwieć |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 11:46
|
|
Dołączył: 16-02-2012
Posty: 1621
Status: Offline
|
|
Hmmmm!
W wieku 12 lat znalazłam na strychu, w pudle z pamiątkami po dziadku, spłowiałą kartkę z prowizorycznie rozrysowanym drzewem genealogicznym Kulwieciów. Sięgało az do końca XVIII wieku, obejmowało 53 osoby. Nie było precyzyjne, nie zawierało dat. Były tam zapisy typu: Jasiek - Olita, Stasiek-Władysławów, Kazik- Suwałki. Albo: córka za Chrzęstowskim w zaborze rosyjskim.
Trochę podpytałam ojca i zainteresowało mnie to, zwłaszcza, że własnie obejrzałam film "Pan Wołodyjowski" i wyobrażnia ruszyła.
Zobaczyłam sceny jak z filmu. Szable, kolorowe kontusze, intrygi, pogonie – po prostu kolorowy film przygodowy. Jednak w opowieści ojca, który opowiadał o pradziadach, majątku Kretkompie nad Niemnem oraz rodzinnych trzech herbach Ginwiłł, Hippocentaurus oraz Łabędź, wierzyłam „z przymrużeniem oka”. No bo jak miejscowość może się nazywać Kretkompie i cóż to za nazwa dla herbu - Hippocentaur. Dziecięca wyobraźnia przyjmowała jedynie „romansową” część opowieści rodem jak z dworku Ketlinga.
Przepisałam wszystkich przodków z tego prowizorycznego drzewka do zeszytu. Uzupełniłam informacjami z opowieści ojca i innych starszych krewnych, zaczęłam zbierać informacje (najpierw mocno ograniczone do nekrologów z prasy) i dopisywać do istniejących w zeszycie osób, oraz wprowadzać nowe osoby. W liceum zaczęłam bywać w bibliotekach i wyszukiwać w nich informacje. Powoli dorywcze zbieranie informacji zaczęło się przeradzać w hobby, zbiór wycinków z prasy i różnych notatek, zbieranych do pudełka po butach zaczął zajmować kilka pudełek, a zeszyt zamienił się w notatnik akademicki, a następnie segregatory.
Dopiero około roku 1999-2000 kiedy kupiłam pierwszy komputer z Excelem, wprowadziłam wszystkie dane do excelowej bazy danych i pierwsze drzewo też stworzyłam w Excelu.
Dopiero potem przeniosłam je do Ahnenblatta.
Z tego widać, że zajmuje się genealogią, teraz już rozciągniętą na cały ród, a nie tylko moją gałąź, od 55 lat. |
_________________ pozdrawiam
Małgorzata_Kulwieć
Szukam wszelkich informacji o: wszystkich Kulwiec(i)ach; Babińskich i Steckich z Lubelszczyzny, Warszawy, Włocławka i Turku; Sadochach i Knapach z okolic Mińska Maz.
|
|
|
|
|
Zn_Leon |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 13:08
|
|
Dołączył: 17-03-2024
Posty: 61
Skąd: Belgia
Status: Offline
|
|
Od niedawna tak naprawdę zacząłem genealogię. Miałem imię i nazwisko (poślubne) wszystkich prapradziadków.
Jednego dnia znalazłem bazę danych Wojciecha Gracza gdzie byli moi prapradziadkowie (Parafia Czajków/Kraszewice), potem odkryłem Genetekę i mogłem odbudować drzewo od (prawie) wszystkich części rodziny. W grudniu zacząłem drzewo na Geni, i kilka miesięcy temu zacząłem używać forum i odkryłem, że brat mojej prababci jest na liście katyńskiej i że ma dąb pamięci w Lublinie (Stefan Osmulski), dzięki temu odnalazłem kontakt z wnukami Stefana, którzy znali moją rodzinę, w tym mojego dziadka (z powodów tego, że wyjechał do Francji mało wiedziałem o nim w młodości), teraz zaczęłem indeksować ( Z Łódź św Jan 1933-1934 i rozszerzenie Z 1850-1855 Brodnia-Glinno). |
|
|
|
|
|
Aquila |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 13:33
|
|
Dołączył: 16-01-2018
Posty: 173
Status: Offline
|
|
Zawsze lubiłem historię i starocie, od dziecka tak miałem. Z domu babci, jeszcze małym dzieciakiem będąc, po jej śmierci zabrałem stare zdjęcia, którymi nikt się nie interesował, żeby nie przepadły. Uwielbiałem muzea z mnóstwem artefaktów. Zbierałem skamieliny liczące miliony lat z pobliskiej żwirowni. Miałem skrzynkę monet z całego świata w której najstarsza (wówczas) była kopiejka z 1883 roku. Z czasem zacząłem też zbierać stare monety, co do dziś jest moją główną pasją (wszystko od starożytnej Persji po XX wiek). Więc nic dziwnego tak właściwie, że stare dokumenty i historia rodziny też mnie zainteresowała. Interesowała mnie też od dawna, ale jako dzieciak w czasach przedinternetowych nie miałem za bardzo możliwości ani wiedzy żeby dobrać się do starych dokumentów rozsianych po kraju, a najstarsi członkowie rodziny (babcie, dziadkowie) już wtedy nie żyli. Gdy odkryłem genetekę - od razu zabrałem się do roboty, w jeden wieczór zrobiłem wielkie drzewo rodziny ze strony mojej mamy sięgające połowy XVIII wieku.
Wszystko bierze się z miłości do historii. Nie tylko czytania o niej, ale obcowania z nią. Zdarza mi się przejechać przez wieś w której 200 lat temu mieszkali moi przodkowie albo usiąść w miejscu, gdzie 150 lat temu stała chałupa moich przodków i wyobrażać sobie jak to wówczas wyglądało, oczami wyobraźni widzieć ich chodzących po tej samej ziemi. To uczucie więzi z osobami, których już dawno nie ma i o których tak właściwie wszyscy już zapomnieli, ta świadomość, że oto przywraca się pamięć o nich, wyciąga z niebytu - to jest coś ekstra.
Jest pewien tekst, który krąży po internecie i mnie zawsze porusza:
"Pewnego dnia ktoś pomyśli o tobie po raz ostatni, a potem zostaniesz zapomniany już na zawsze."
To prawda. Kiedyś taki moment nastąpi. Bitwy z czasem nie uda się nikomu wygrać. Ale jeśli idzie o wielu moich przodków to udało mi się ten dzień przesunąć do przodu jeszcze o jakiś czas |
_________________ Pozdrawiam,
Mirek
|
|
|
|
|
Łucja |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 14:58
|
|
Dołączył: 05-05-2007
Posty: 1825
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Bardzo lubię odpowiadać na takie pytanie, ponieważ sama się zastanawiam dlaczego to się stało, jak do tego doszło, itd. Było to w 2006 r., wydaje mi się, że jesienią, ale raczkowało już latem. Kilka istotnych wydarzeń, a do listy mogę stale coś nowego dopisywać.
Pojawiłam się z ojcem i z siostrą w rodzinnej miejscowości mojej ojczystej babci, z której ona jeszcze we wczesnej młodości wyjechała i prawie nigdy tam nie jeździliśmy, smutne historie, że była sierotą, itd. Chyba tylko raz byłam tam wcześniej z ową babcią, krótko bardzo i miejsce żadnego wrażenia na mnie nie zrobiło. Teraz było zupełnie inaczej, miejsce aż krzyczało i był pan, który dużo opowiadał. Ojciec słuchał i wchodził z nim w dyskusję, ja nie rozumiałam nic. A byliśmy miejscową legendą, to znaczy była nią moja babcia. Na nas też ów pan patrzył bardzo podejrzanie, do kogo to jesteśmy podobni. To był lipiec. A potem, we wrześniu, wstukałam w wyszukiwarkę internetową swoje nazwisko, Matko Boska! W Kanadzie jest jezioro mojego nazwiska i nie jest to przypadkowa zbieżność. Dalej potoczyło się już bardzo szybko, wszystko chciałam od razu wiedzieć i odpowiedzi się pojawiały, jakby wybijały na powierzchnię. Chyba to jezioro uruchomiło bardziej zorganizowaną akcję, wyobraziłam sobie, że jak jezioro ma nazwę od nazwiska stryja to przydałaby się jego, stryja, historia, jego genealogia.
Ale głównie poszukiwałam babci, rodziny babci, stryj od jeziora także pewnie chciałby wiedzieć kim była jego matka, jej rodzice, dziadkowie, itd. Potem 1 listopad i kolejne fajerwerki, poznaję rodzinę, która coś wie i ma z nami związek, nigdy o niej nie słyszałam, oni o nas i owszem. A w końcu, chyba też w listopadzie, wstukuję w wyszukiwarkę imię i nazwisko matki babci (z aktu chrztu babci), dalej wydarzenia potoczyły się jeszcze szybciej, złapałam kontakt z rodziną prababci z Brazylii.
Potem w grudniu 2006 r. pojawił się w naszym domu tajemniczy gość, daleki kuzyn ze strony rodziny ojca ojca i zaczął opowiadać o genealogii, bardzo szybko złapaliśmy kontakt, bo ja już od kilku miesięcy przecież wiedziałam co to jest. Dwaj poznani w 2006 r. kuzyni, ten z Brazylii i ten, który pojawił się w grudniu w naszym domu, ostro mnie potem mobilizowali do poszukiwań, a ja temu z ochotą ulegałam.
Czyli kilka miesięcy drugiej połowy 2006 r. uruchomiły akcję, chyba leciały wtedy w telewizji "Sekrety rodzinne", niby nie oglądałam, a jednak. A może ... misja na Plutona uruchomiła całą akcję? Zdecydowanie, jak ktoś mnie zapyta dlaczego zajęłam się genealogią powinnam mówić o Plutonie, bo lubię mitologię, a Pluton to władca podziemi i taki patron genealogiczny. Mam nawet stosowny certyfikat z tej misji, Amerykanie organizując misję "New Horizons" pozwolili na nią się "zapisać". Skorzystałam, nie myśląc o konsekwencjach. I lecę. Właśnie sprawdziłam, że misja, która wystartowała w styczniu 2006 r. ma zakończyć się w drugiej połowie 2030 r., mam jeszcze zatem trochę czasu, ale trzeba się śpieszyć.
Od zrobienia badań DNA ciągnę już zdecydowanie wszystkie nitki, linię matczyną też i bardzo dużą wagę przywiązuję do tego żeby badać wszystkie linie przodków, może niezbyt dokładnie, ale wszystkie.
Ps. W stopce jest link do bloga, którego już dawno zmiotło RODO, ale w ustawieniach konto też dawno go wykasowałam i tam się nie wyświetla, nie wiem dlaczego wciąż pojawia się pod moimi postami. |
_________________ Dziennik genealogiczny
Ostatnio zmieniony przez Łucja dnia 02-06-2024 - 17:41, w całości zmieniany 7 razy
|
|
|
|
|
jamiolkowski_jerzy |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 16:11
|
|
Dołączył: 28-04-2010
Posty: 3169
Status: Offline
|
|
Od dziecka miałem spore zainteresowanie historią ale nie genealogią . Z przodków znałem jedynie imię dziadka (za mojego życia mieszkał już w Wólce pod Juchnowcem ), widywałem go dosyć często. Tyle ,że pamiętam go bardziej iż lubił żółty ser popijać piwem, mnie dzieciaka nie interesowali przodkowie.
Mieszkałem w Białymstoku ,dzieckiem bywałem czasem w Roszkach pod Łapami u ciotki, natomiast w Sokołach skąd - tak mi mówiono pochodził ród Jamiołkowskich byłem na odpuście bodaj raz. W Jamiołkach nigdy,przez Jamiołki przejedżałem jedynie pociągiem trasą do Łomży. Nic ciekawego, ot drewniane chałupy znane mi z wakacji spędzanych w dzieciństwie corocznie u przodków matki w Wólce. Tam całe wakacje pomagałem w pracach w polu. Zajęcie mało inspirujące ciekawość . Nic dziwnego że raczej nie interesowało mnie ponoć szlacheckiego pochodzenia . Wioska jak wioska.
Natomiast brat w latach 60 tych trafił do sokołowskiej parafii w ramach czegoś tam elektryfikacji, Tam, bodaj za pół litra kupił dokumenty będące jak to po latach się okazało dokumentami wywodowymi Jamiołkowskich z krza syzdów. Dodał do tego ogólnodostępne wypisy herbarzowe i …ustalił sztampowe szlachectwo od ..Andrzeja Stanisława. Taki herbarzowy standard, najczęściej wszyscy ponoć -a raczej przez lenistwo - pochodzą od niego. Mnie to bratowe „odkrycie” wtedy było obojętne
Tak się jednak trafiło że w końcówce XX wieku, a wiec około mojej 50- tki trafiłem na bezrobocie . Nagle otworzyło się mnóstwo czasu .Z jego nadmiaru postanowiłem sprawdzić genealogiczne „ustalenia” brata . Panie w łapskim USC były miłe. Pełny sukces .Gorzej było w parafii w Płonce, pięć razy mimo uzgodnienia wizyty z proboszczem całowałem klamkę . Widać trudności mnie wciągają . Wreszcie pokonałem nieufność proboszcza, na plebanii stałem się stałym gościem. Potem podobnie u organisty w Sokołach (u niego było trzymane archiwum ) i stopniowo kolejnych sąsiednich parafii . Jako że nie miałem samochodu podróżowało jak się da. Autobusem, czekając w rowach przy przystankach, autostopem korzystając z wozów i traktorów rolników i samochodami mleczarskimi, bywało kilometry piechotą. . Potem doszły pobyty w archiwach , Kwerendy stawały się stałym nawykiem. Poszerzał się świat, przybywało setek rodowych dokumentów . A wszystko to przez przypadek, wskutek transformacji ustrojowej i bezrobociu. |
|
|
|
|
|
Katarzyna_m |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 17:26
|
|
Dołączył: 15-03-2013
Posty: 96
Status: Offline
|
|
W roku 1984, gdy zmarła moja ojczysta Babcia, Rodzice zaprosili Dziadka na kilka dni, by mógł zmienić otoczenie, oderwać się od trudnych spraw, zrelaksować, wygadać. Opowiadał o różnych sprawach, głównie o rodzinie, a że miał fenomenalną pamięć i posługiwał się piękną polszczyzną, chłonęliśmy te opowieści zachłannie. W pewnym momencie złapałam jakiś zeszyt, ołówek i zaczęłam notować. Padały pytania, prośby o rozwinięcie tematu, wyjaśnienia. Gdy Dziadek wyjechał, uporządkowałam notatki, rozrysowałam prowizorycznie gałęzie rodzinne, a przy kolejnych spotkaniach z Dziadkiem dopytywałam o szczegóły, żyłam tym jeszcze czas jakiś, ale … miałam dużo innych ważnych spraw – właśnie kończyłam studia, zaczynałam pracę zawodową … Zeszyt trafił do szuflady, na 28 lat.
Z kolei, lata później, moja Mama opowiadała mojej Córce różne historie ze swojego życia i życia swojej rodziny. Ja widziałam w tych historiach sporo nieścisłości, co mnie tak denerwowało, że postanowiłam te historie zweryfikować i uporządkować. A był to już czas Internetu i – co najważniejsze – czas istnienia portalu genealodzy.pl (2012 rok), więc można było już coś w sieci znaleźć i ruszyć z miejsca z poszukiwaniami przodków. W zbiorach rodzinnych jest trochę fotografii i starej korespondencji, co niewątpliwie „wzmacnia” pamięć i pobudza ciekawość.
Ogromne znaczenie w rozwoju tej gałęzi rodziny miało dla mnie poznanie kuzyna, z którym mailowo wymieniliśmy się wszystkimi informacjami i połączyliśmy siły poszukiwawcze. Ależ to była przyjemność, takie wyścigi w rozwiązywaniu kolejnych zagadek i znajdowaniu kolejnych wspólnych gałęzi i pokoleń! Dodać muszę, że moja niezgoda na „bzdury wyssane z palca” przyniosła nadspodziewane efekty – wiele mitów legło w gruzach, wiele pokręconych ścieżek zostało wyprostowanych, wiele spraw wyjaśnionych.
W końcu też przypomniałam sobie o zeszycie z dziadkowymi opowieściami, odnalazłam, odkurzyłam, wycisnęłam z niego prawie wszystko. I tylko wielki żal pozostał, że wtedy, w latach 80-tych, na pewno mogłam dowiedzieć się dużo więcej, ale … tyle innych spraw było ważniejszych od słuchania ...
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że genealogia jest moją pasją, i choć ostatnio mało się nią zajmuję, to jednak często do niej wracam, bo przecież nie wiem jeszcze wszystkiego, a nowe materiały i nowe możliwości pojawiają się, jak grzyby po deszczu.
Osiągnięcie kolejnego pagórka powoduje, że za nim widzimy następny, i wciąż chcemy dowiedzieć się, co widać dalej. I tak bez końca …
Pozdrawiam
Katarzyna |
|
|
|
|
|
Michał_Zieliński |
|
Temat postu:
Wysłany: 02-06-2024 - 20:56
|
|
Dołączył: 22-02-2011
Posty: 987
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Pierwszymi moimi spotkaniami z genealogią, od których zaczęła pracować wyobraźnia, były wizyty na warszawskich Powązkach, gdzie mamy grób w którym pochowanych były 3 pokolenia Zielińskich – mój prapradziadek, pradziadek i dziadek, z małżonkami. To już całkiem pokaźne drzewko na start. Ojciec choć genealogią się nie interesował to zawsze mówił, że mamy przodków szlacheckich i że naszym herbem jest Jelita. Niestety przedwojennych dokumentów czy innych pamiątek po dziadkach nie mieliśmy praktycznie żadnych, bo wszystko spłonęło w ich mieszkaniu podczas Powstania Warszawskiego.
Od strony mamy, pochodzącej z Kresów (Białoruś/Litwa), taką zajawką było drzewo, które moja mama sporządziła na podsatwie opowiadań swojej babci. Mama też nie interesowała się genealogią, ale prababcia, która żyła 98 lat, miała niesamowitą pamięć, opowiadała piękne historie i mama miała przynajmniej tę świadomość, że warto to spisać. Drzewo z opowiadań wyłącznie jednej osoby było olbrzymie, sięgało aż pierwszej połowy XIX wieku i gdy po wielu latach przyszło mi je zweryfikować z dokumentami, okazało się że praktycznie nie było w nim błędów! Wyobraźnię pobudzała też przekazana przez mamę opowieść prababci, że pradziadek bardzo interesował się genealogią, przed pierwszą wojną światową dużo jeździł do archiwum w Wilnie i ponoć zrobił drzewo swojej rodziny (Pieślakowie herbu Kościesza) aż do XV wieku, kiedy to protoplasta przyjechał na tereny WKL z Czech. Ponoć na wszystko były notatki, odpisy dokumentów. Wszystko znajdowało się w drewnianym kuferku. Niestety front II wojny światowej przetaczał się centralnie przez ich dom niedaleko Nowogródka. Kuferek prababcia z córkami zakopały w ogrodzie. Gdy żołnierze radzieccy zobaczyli świeżo poruszoną ziemię w ogrodzie, w nadziei na kosztowności rozkopali miejsce, ale gdy zobaczyli, że w skrzynce są tylko papiery, rozczarowani wrzucili wszystko do podpalonego już domu…
Te opowieści pobudzały moją wyobraźnię, jednocześnie utrata wszystkich dokumentów utwierdzała rodzinę w przekonaniu, że nic ponad ustne przekazy nie da się ustalić, bo wszystko spłonęło. W szczególności dotyczyło to rodziny ojca i metrykaliów warszawskich, które jakoby się w ogóle nie zachowały. Teraz wiem, że było to wynikiem ich doświadczenia z administracją Cmentarza Powązkowskiego, z którą mieli kontakt i którą traktowali jako główne źródło do genealogii i której archiwum rzeczywiście spłonęło w trakcie II wojny światowej, a i pewnie świadomości, że spłonął AGAD i archiwum warszawskie.
I tak choć genealogią interesowałem się od zawsze, kogo mogłem to wypytywalem się o antenatów, rysowałem drzewka, to nie wyszedłem dalej niż druga połowa, czy raczej końcówka XIX wieku (nie licząc drzewka od strony ww. prababki) i miałem na tyle wpojone że dalej się nie da, że nawet nie pomyślałem, żeby to samemu zweryfikować. Prawdziwy przełom nastąpił na początku 2011 r. i było nim odnalezienie… Geneteki . Miałem to szczęście, że metrykalia warszawskie (małżeństwa) były zindeksowane kompleksowo jako jedne z pierwszych. W jeden wieczór prawie całą warszawską połowę mojego drzewa rozbudowałem o trzy pokolenia do początku XIX wieku. W Genetece indeksów z Litwy była wówczas mikroskopijna ilość (kilka tysięcy), ale wśród nich kilka roczników z parafii Bujwidze, a tam występowali Pieślakowie – jak się okazało był to strzał w dziesiątkę, bo to byli moi przodkowie!
Skoro więc okazało się, że dokumenty pozwalające szukać dalej i głębiej zachowały się przynajmniej w części, zacząłem chłonąć wiedzę i szukać dalej, dalej i dalej, co robię do dzisiaj |
_________________ Pozdrawiam,
Michał
|
|
|
|
|
Krismar |
|
Temat postu:
Wysłany: 03-06-2024 - 11:21
|
|
Dołączył: 19-12-2014
Posty: 10
Status: Offline
|
|
Ciekawe opowieści rodzinne mojej babci i mamy. W rodzinie babci byli właściciele browaru pod Płockiem i browaru w Warszawie. Prawdopodobnie też powiązania z rodziną ze Szkocji. Brat babci brał udział w wojnie bolszewickiej i został odznaczony orderem Virtuti Militari. Takie czy inne opowieści wzbudziły moje zainteresowanie i chęć sprawdzenia ich wiarygodności. Pomimo upływu ponad 100 lat okazały się one jak najbardziej prawdziwe! |
|
|
|
|
|
Sroczyński_Włodzimierz |
|
Temat postu:
Wysłany: 03-06-2024 - 14:34
|
|
Dołączył: 09-10-2008
Posty: 33700
Skąd: Warszawa
Status: Offline
|
|
Bo to od przekazującego dużo zależy - odległość w miejscu i czasie mniejsze znaczenie niż kto mówił, przynajmniej w moim przypadku. Najstarsze zdarzenie rodzinne z przekazu ustnego miało i miejsce i datowanie odległe, ale prawdziwe (AD 1794), a te inną drogą docierały, nawet z XX wieku bywały mocno rozbieżne. |
_________________ Bez PW. Korespondencja poprzez maila:
https://genealodzy.pl/index.php?module= ... 3odzimierz
|
|
|
|
|
Bialas_Malgorzata |
|
Temat postu:
Wysłany: 03-06-2024 - 20:22
|
|
Dołączył: 31-07-2014
Posty: 1745
Skąd: Wrocław
Status: Offline
|
|
Zawsze brakowało czasu. Ileż pytań można by teraz zadać zmarłemu dziadkowi, który był urodzonym gawędziarzem. Zaczęłam na emeryturze i teraz historia rodziny już opracowana, choć ciągle jeszcze dochodzą detale. Zajęło mi to ładnych parę lat. Teraz idę szerzej i opracowuję różne stare historie dotyczące moich miejsc rodzinnych, historie rodów szlacheckich, miejscowości, które zniknęły itp. Ciekawe jest życie staruszki... |
|
|
|
|
|
Irena_Skuła |
|
Temat postu:
Wysłany: 04-06-2024 - 06:44
|
|
Dołączył: 29-11-2018
Posty: 325
Status: Offline
|
|
W 1995r zmarła moja matka chrzestna , byłam wtedy na wakacjach . Po powrocie pojechałam z jej siostrą - (mocno starszą osoba) do Piotrkowa gdzie ciocia była pochowana (prowadziłam samochód ) i po jakimś czasie pomagałam likwidować jej mieszkanie. I wtedy mówię do cioci - wiem ,że jesteście kuzynkami mojego taty ale nic więcej. To ja ci wszystko co pamiętam napiszę. I tak się zaczęło. Wtedy w Internecie był wykaz małżeństw (nie pamiętam kto go utworzył) i znalazłam dwa małżeństwa na potwierdzenie. Potem przeszłam na wcześniejszą emeryturę i miałam czas. Zaczęłam od Arch. Kościelnego ale było trudno bo trzeba było umawiać się i tylko na 2 godziny. Ale tam od pani która tez tam przychodziła dowiedziałam się o Arch. Państwowym i tam zaczęłam chodzić. Były to inne czasy. Filmy na rolkach, które trzeba było przewijać. Ale dużo wiadomości zdobyłam i wiele się nauczyłam. Potem dowiedziałam się o Genetece w Internecie i już "wsiąkłam" całkowicie. Ale to były czasy gdzie było dużo dostępnych aktów(potem pozamykane na kluczyki) .I tak to u mnie było. Odtworzyłam całą rodzinę ze strony mamy i taty. Porobiłam drzewa wszystkim znajomym i dalszej rodzinie bo bardzo to lubię. Trzeba pytać rodzinę bo potem już nie ma kogo.
Pozdrawiam Irena |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|